Jadę zatłoczonym metrem. Na kolejnej stacji wsiada murzynka, wybaczcie- afroamerykanka. Siada na miejscu dla 'uprzywilejowanych', o lasce nie chodzi, w ciąży nie jest (chyba że w 3 tygodniu, więc nie widzę). Wyciąga nektarynkę, zaczyna ją łapczywie jeść. Niestety moja myśl brzmiała następująco: "gdybyś została bidulo w Afryce po takie nektarynki mogłabyś chodzić na butach do sąsiedniego kraju". Odpycham myśl, bo jest nie na miejscu-myślę. (Wtrącenie: w metrze, na stacjach nie ma ani jednego kosza na śmieci-z racji bezpieczeństwa). Po zjedzeniu soczystej nektarynki murzynka rzuca za siedzenie ogromną pestkę. Obserwuję ją cały czas, murzynkę w sensie. Pestkę zresztą też, bo myślę: może miała nadzieję, że wyrośnie w metrze drzewo? Nie, nie...Nie miała na tyle kultury, żeby "śmieć" z jej rąk trafił do worka, a po wyjściu ze stacji do kosza.
Nie chcę być rasistką.
Sprawa z przedszkolem, opisana w notce poniżej. Pakol wygania mnie ze swojego interesu. Nie płaci (a wybaczcie, zapomniałam i wymiętolonych 20 funtach! Nawet szanowana w Londynie dziwka mogłaby nimi nie pogardzić). Nie dba o edukację dzieci, dopóki tylko ma z nich pieniądze.
Nie chcę być rasistką.
To samo miejsce, przedszkole, tydzień wstecz. Przychodzi mama z 5letnim Baronem i 9 miesięcznym Borysem, afroamerykanka. Witam się z nimi z uśmiechem, mówię: "Hi Baron, how are you?" Baron odpowiada: "Hi, I'm fine". Uśmiechem i 'hello' witam też 'bejbi Borysa"-tak na niego mówiliśmy, wiem, że nie mówi, ale odpowiedział mi uśmiechem. Na co jego ukochana mama w języku angielskim odpowiada: "On nie mówi hallo". Totalne wrycie. Zatem nie mam mówić i uśmiechać się do dziecka, bo ono jeszcze nie potrafi mi odpowiedzieć? Mała wrażliwość? Mała świadomość rodzica, jako pierwszego nauczyciela? Brak kultury?
Nie chcę być rasistką.
Polski sklep, moje godziny próbne. Obsługuję klientkę, Cyganka z 'partnerem' tak nawalonym, że niemal upiłam się jego alkoholowym wydechem. Jestem miła, bo managerka, pewnie w moim wieku jest cięta, obgadują mnie, czy się nadaję. Nieistotne, mam to gdzieś. Obsługuję ową panią, pytam czy coś jeszcze podać, nabijam na kasę. Nagle nawalony towarzysz, również Cygan, zaczyna coś mamrotać. Owa pani uciszyła go jakże kulturalnym pozdrowieniem: "Spierdalaj chuju bo śmierdzisz!". Stoję nieruchomo, tysiąc myśli na minutę, w tym jedna to "co ja tu robię?" a druga:
Nie chcę być rasistką.
Polski sklep. Końcówka szkolenia. Przychodzi im towar. Panieneczki chcą mnie chyba sprawdzić. Zawalili im cały sklep towarem. "Ula, bierz mięso na dół". 20-30 kilogramnowe pudła z mięsem wszelkiego rodzaju. Schodami na dół. Czuję, jakby wychodziły mi kiszki uszami, tudzież innymi otworami. Policzyłam, zniosłam 60kg w sumie. 16;15-moje szkolenie powinno się skończyć 15 minut temu. Pomyślałam: nie będę im padliny znosić za darmo, co ja jestem ksiądz pudzian, czy ki chuj. Zapytałam czy coś jeszcze pomóc, bo już 16;15. Usłyszałam tylko "Zdzwonimy się". Może to przez tę dostawę. Może się nie nadaję. Może tępią inne Polki, może to "interrasistki". Ja tak nie będę.
Nie chcę być inter-rasistką.
To miasto to "raj" różnorodności. Raj albo małę piekiełko. Można sobie wybierać, co się lubi, a czego nie. Kogo się toleruje, a na kogo nawet nie chce się spoglądać. Staram sie być tolerancyjna, choć moje ukochane "peace&love" już nie jest takie uniwersalne, bo-choć wierzę w ludzi- to oni czasem okazują się tego niewarci. Trudno. Sama świata nie naprawię. Wszystkich ludzi również.
Ale starając się naprawić choć kawałeczek poszłam dziś do biura CITIZEN ADVICE zasięgnąć porady, co zrobić a propos ostatnich wydarzeń. Uzyskałam informacje, jak doprowadzić do sprawdzenia stanu opieki i edukacji w przedszkolu. Może ktoś to zrobi i da tym samym szansę tym dzieciakom na lepszy wczesny start. Wszystkie są czarniutkie, wspaniałe i pomysłowe.
Nie jestem rasistką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz