sobota, 12 marca 2016

Always something.


Jak dobrze, że nadeszła wiosna. Można winić pyłki za czerwone i łzawiące oczy, zasmarkany nos. Jak dobrze, że to Szkocja. Można winić pogodę, nisko wiszące chumry i ciemne budynki za stany depresyjne. Jak to dobrze, że ktoś zwraca się do mnie 'Proszę Pani' i pyta o dowód osobisty przy zakupie alkoholu. W innym wypadku nie dotarłoby do mnie, że to już dorosłość, to właśie jest moje życie. Właśnie to. Dobrze też, że ktoś ustala taki grafik, a nie inny. Po przyjściu z pracy mogę spokojnie, bez siły zrzucić ubrania, wziąć prysznic, zjeść bezwładnie kolację i usnąć na kanapie pod kocem, nie myśląc, co mogę w tej sprawie zrobić. Tylko się przykulić z bezradności i zasnąć. Żołądek strawi resztę.
Jak to dobrze, że są telefony, internety i 'łaj faje'. Gdyby nie one, nie miałabym pojęcia, co się dzieje tam, gdzie mnie nie ma. A zawsze sie coś dzieje. Zawsze coś.