wtorek, 28 sierpnia 2012

Bat For Lashes

Tego albumu właśnie dziś zamierzam posłuchać.
Czytałam, słuchałam. Ma piękne teksty.
Tylko siebie mam wychwalać na moim blogu...?

Miłego słuchania!Two Suns

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

PARTy: 'Wolne miasta' i "Sierpniowe głosy sumienia"

To nie wyskokowy tytuł, oznaczający bibę, imprezę, prywatkę. To nawiązanie do części. Dotyczy to notki, ale też życia. Tak to już chyba jest, że dzieli się na części, szczęśliwsze i te mniej zabawne. Te, które płyną szybko przeistaczając się w kolejne części bez większego echa i te, które stemplują na naszej skórze ślady, odznaczają się w naszym sumieniu tak mocno, że czasem kilka minut z przeszłości krzyczy w sumieniu i nie pozwala cieszyć się do końca szczęściem. Jest sierpień, stąd o sumieniu. Zatem część pierwsza-już za chwilę.

Part 1: Wolne miasta.

To wcale nie takie miejsca, w których mnóstwo wolności, bo to chyba wartość, która nie może dotyczyć rzeczy, czy miejsc. Wolność to według mnie cecha ludzka. I można ją posiadać w sobie nawet jeśli trzymamy się jakiś reguł, zasad. Jeśli nawet żyjemy w jakiejś klatce, nie tyle dobrej dla siebie, co dla innych. Czasami i tak bywa. Tak! Można mieć wolność wiążąc miłościami, przyjaźniami swoje ręce, serca, duszyczki, nawet z osobami, które są daleko i widujemy je bardzo rzadko. I ta właśnie wolność pozwala na to, że kiedy już ujrzymy twarze dawno niewidzianych przez nas ukochanych osób, żeby uścisnąć je i przywitać tak, jakby się ich nie widziało 2 dni. Ale wracając do wolnych miast...To nie takie miasta, w których pachnie wolnością. To chyba raczej takie miasta, w których wszystko 'wolno', a tego z wolnością mylić nie należy. Można, jak pewien pan, iść środkiem zatłoczonej ulicy i wysłuchując trąbienia rozzłoszczonych kierowców, a może raczej zszokowanych, i podgwizdywać sobie radośnie. Można, jak pewien bogacz w swoim samochodzie bez dachu, jadąc w piękny, słoneczny dzień podgłosić muzykę 'na max' i śpiewać sobie na cały głos jadąc w owym samochodzie. Kto go zna, kogo to obchodzi, czy śpiewa na cały głos lady gagę, czy Pink Floydów. No kogo? Dlatego można, a co. Można iść wieczorem na spacer, sączac sobie piwko i nie bać się, że zaraz dostanie się taki mandat, że można za to kupić kilka zgrzewek piwa i jeszcze wódeczka by się ostała. Wolno- choć niby to już nielegalne- iść w środku dnia i palić ziółko przed zakupami, może nawet zakupami z dziewczyną/chłopakiem, żeby nie dostać białej gorączki. Cóż z tego, że np. ja to poczuję, czy jakiś 'jukejowy dzielnicowy', mają go za to biczować sto lat? Ma mózg, wolną wolę, zatem według nazwy-wolno mu! To miasto odciska na twarzy każdego z nas jakąś teksturę, a na duszy deseń, które powodują pewien spokój, co do przyziemnych. Nie trudno kupić jedzenie, nie jest drogo, nie trudno kupić słodycze, alkohol, sukieneczkę, bluzeczkę, duperelkę, tablet, e-booka, popracujesz 4 dni i masz małe urządzonko, dzięki któremu masz internet na całym świecie. Bez umów, bez podpisów...dobra, bo już brzmię jak z jakiejś placówki kredytowej. Zatem, desenie, tekstury, farby nieba, które ciągle tkwi w jakimś smogu, łamanym przez przecinające je samoloty powodują, że chce się tu zostać. Ale to nie miasto daje spokój w środku. Uczucia, te odwzajemnione, to, że są ludzie-daleko i blisko, do których się tęskni i oni też tęsknią. Spojrzenia, rozmowy, gesty, uśmiechy, płacz, smutek-bo też jest potrzebny, melancholia, przemyślenia, głosy sumienia. To wszystko charakteryzuje człowieka, wolnego, jeśli może sobie na te rzeczy pozwolić bez skrępowania. Za wszystko inne zapłacisz kartą master card...

Part 2: Sierpniowe głosy sumienia.

Mija sierpień. Kilka lat temu (tak to napiszę, jest łatwiej pisać 'kilka', żeby brzmiało, ze to dawno temu) coś zakończyłam, coś rozpoczęłam, może dzięki temu jestem dziś tu, gdzie jestem. Choć minęło sporo czasu, ciągle motam się w sobie, biję się z sumieniem, że zaburzyłam czyjąś wiarę w uczciwość choć jednej osoby na świecie, za którą uważano mnie właśnie. A taka nie jestem zawsze. Pewnie nikt nie jest. Ale zakończenie poprzedniego związku boli mnie do dziś, wraca to do mnie jak bumerang i dostaje tym bumerangiem, że tam brzydko się wyrażę 'po pyszczysku'. Mogłam inaczej-taki głos słyszę dość często w mojej głowie. Jeśli czuje się, że coś jest nie tak, że coś wygasło, że 'to nie to'-trzeba to wyznać drugiej osobie. Bo to człowiek przecież, a nie jeleń..z rogami. Jestem teraz szczęśliwa, ale tak bardzo się boję o ten teraźniejszy związek, że momentami popadam w panikę. Bo jest jakoś..doskonale. Chciałabym wykrzyczeć prosto w twarz osobie, która 'pomogła mi" w oszukaniu drugiego człowieka, i która też kogoś oszukuje, wykrzyczeć prosto w twarz, co czuję. 2 lata temu nie mogłam, bo myślałam, że to z nim się uda. Ale teraz powiedziałabym: nie wolno tak ot, zachcianką niszczyć innego człowieka.
Dziś, porządkując skrzynkę mailową wygrzebałam stare maile od byłego M. Gorzkie, niczym piołun. Ale napisał tam rzecz, nad którą myślę cały dzień. Napisał, że nawet kiedy pewnego dnia wysiądę z jakiejś hondy civic z jakimś bankierem pod hipermarketem, a on będzie siedział w pudełkach, to i tak będzie miał więcej ode mnie. No tak-spokój sumienia. Ja go jeszcze nie mam. Może miałabym go, gdybym wiedziała, że on ma dodatkowo, oprócz tego 'wszystkiego' jeszcze jedną cechę: umiejętność wybaczania.
To taka prywatna część. Może niektórzy będą wiedzieć o co chodzi.
Idę zrobić rybkę, bo Bunny dzwonił, że dopiero wraca z pracy i nie wie, jak się nazywa.
Powiem mu, przy obiedzie.

PS: A z pozytywnych rzeczy, to taka, że idziemy w grudniu z Bunnym na koncert Skunk Anansie. Ach to UK...ach, wszystko te cholerne funty...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Są takie rzeczy...

Są takie rzeczy na świecie, że niektórym się nawet nie śniły-nie tylko filozofom-pozdrowienia dla Majci.
Naprawdę! Są takie rzeczy! Na przykład są takie szampony, że nie trzeba moczyć głowy, żeby "umyć"głowę. To suche szampony. Są takie małe komputerki Nintendo, w których mieszczą się gry w 3D, i widzisz wszystko, jakby działo się naprawdę. Gdzie wśród nich jest stary Mario Bros? Są takie kremy, co opalają, bez wychodzenia na słońce. Są takie majteczki, których nie trzeba ściągać do seksu, bo mają taką specjalną dziurkę w odpowiednim miejscu, podobnie staniczek-dziurka w miejscu baaardzo wrażliwym. Więc można wyglądać, jak z reklamy i kochać się z kimś bez przeszkód w bieliźnie. Poważnie! Są takie alkohole, które smakują jak sok, a po wypiciu kilku drinków człowiek zaczyna przewracać się na prawo i lewo. Są takie rzeczy! Są takie sklepy, że nie trzeba nic mówić, żeby coś kupić, nawet gdy obsługuje Cię ktoś za kasą. Bo nic nie mówi, ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w rączkę. A cenę pokazuje komputer, wkładasz kartę, zabiera co trzeba. Wychodzisz z siatami. I konsumujesz.Są takie sklepy! Są takie kreskówki, które śmieszą dorosłych, ale kompletnie nie nadają się do oglądania przez dzieci, bo jest  w nich przemoc, seks, narkotyki i głupota. Ironiczny i pokręcony "Family Guy" na przykład.Jest taki serial animowany. Jest! I on mnie śmieszy. Ale oprócz niego są jeszcze inne rzeczy. Są odkurzacze, które same odkurzają. Są sztuczne nerki, serca, ręce, nogi, penisy i pochwy też, a jakże! Jest herbata, kawa, cukierki o smaku whisky, a whisky bez whisky. Są szminki powiększające usta. Wyhodowane ziemniaki wielkości kilku normalnych, naturalnych. Są już domy budowane z opon samochodowych, także jak zaistnieje przemoc w takiej ekologicznej rodzinie, to gdy mąż weźmie ekologiczną swą wybrankę za fraki i rzuci nią o gumową ścianę, to nic się jej nie stanie. Poważnie. Jak miło, że ekologia dba też o socjalne aspekty rodzinne. W Japonii na ten przykład, drodzy moi, ślubów udziela robot. Takie rzeczy. Ciekawe, czy przestrzega celibatu.Mamy też na światowym targu papierosy bez nikotyny, zegarki na wodę,  papierowe odtwarzacze winyli i inne pierdoły klasy światowej.
Ale...Są też takie rzeczy, które wynalazkami nie są, choć są ciągle odkrywane na nowo. Na przykład poranne przytulanie, wspólne łaskotanie, wspólne gotowanie, spacery, drzemka pod kocem nad morzem, wspólne chlapanie się wodą po umyciu zębów. Taaakie rzeczy! Przesłodki pocałunek po zjedzeniu śniadania, z kanapką z pastą rybną w roli głównej. I wyobraźcie sobie, że są też takie rzeczy, że ten pocałunek jest słodki! Trzymanie się za małego paluszka podczas bieganiny między jednym a drugim metrem, szukanie dużego wozu pośród tysiąca świateł w ogromnym mieście. Są takie właśnie rzeczy. Jak śpiewa Sojka-których nie można kupić.
PS: Jest jeszcze jedna taka mała rzecz. Wyobraźcie sobie. Jest noc, łóżko, jest miło, gra wstępna. Jedna osoba chce ściągnąć koszulkę, załóżmy, że jestem to ja. (Wybaczcie opis sytuacji intymnej, ale spokojnie- to żaden pornol). Zatem próbuję ściągnąć koszulkę, a jako że jest ciemno-nic nie widzę. I nagle! "Brzdęk!!!" Gruchnęłam swoją głową w jego głowę tak, że zadzwoniły mi zęby. On myślał, że złamał mi mózg, a ja myślałam, że już nie mam zębów :D :D Z przerażeniem zaczął wypytywać, czy wszystko dobrze, co się stało, że przeprasza itd., a ja zaczęłam się tak głośno śmiać, że zaczął mnie uciszać, bo przecież ludzie śpią. Śmiałam się tak, że leciały mi łzy, jednocześnie sprawdzając stan uzębienia. No popatrzcie! Takie rzeczy! Facet babie z dynki, a ta się śmieje i rozpisuje się romantycznie, jaki ten świat jest wspaniały! Po 15 minutowym ataku śmiechu padło pytanie "To co, idziemy spać?"Śmialiśmy się z tego jeszcze chyba pół godziny. Taki romantyzm po ciemku. Takie rzeczy!

środa, 8 sierpnia 2012

przedłużenie żelazka

Uwaga!To będzie notka w stylu "rozkminiam swój związek", wybaczę, jeśli ktoś po kilku zdaniach zrezygnuje i poczeka na jakąś ciekawszą, mniej egoistyczną, o ciekawszych aspketach życia notkę, bo być może "co ja tam wiem". Zatem zaczynam.
Zastanawiam się ostatnimi dniami nad wolnością w związku. Mój jest bardzo świeży, nowy, a w prozie mój związek istnieje od jakiś 3 tygodni, więc niewiele. Zwykle, kiedy związek trwa 2-3 miesiące, a ludzie się po prostu ze sobą spotykają, codziennie, co 2 dni, zaczynają się poznawać, zaczynają uczyć się rozmawiać, obcować ze sobą w różnoraki sposób. Choć mój trwa jakies 2-3 miesiące (bo wcześniej była to bardziej mocna przyjaźń), to poznawałam Mr. A już wcześniej. Moja Żona powiedziała mi kiedyś coś bardzo mądrego i interesującego. W mojej relacji z Mr. A dobre jest to, że przez cały początek, poznawanie się polegało na rozmowach, na niczym innym, bo poznawaliśmy się przez internet, telefony. Obcowanie fizycznie-wszelakie, chodzi mi też o jedzenie, na przykład-odbywało się kilka razy, po kilka dni. Cała reszta czasu (w którym byliśmy przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi, otwartymi na wszystko oprócz związku, do którego należało dojrzeć) polegała na opowiadaniu o rzeczywistości, o swoich stanach, o pracy, o codzienności, poglądach, przyzwyczajeniach, hobby, zainteresowaniach, dobrych i złych chwilach, rechotaniu się do monitora, ale też płaczem, bo w życiu bywa różnie. (Żona to jednak pozytywny wynalazek ;) ) Zatem teraz jest nam trochę łatwiej, bo kiedy zachłystujemy się sobą podczas spędzania mnóstwa czasu razem, znamy się już trochę i ten początek jest łagodniejszy. Wiem, czego mogę się spodziewać, wiem, że nie muszę się bać, jestem spokojna i jest mi z tym dobrze, choć takiego spokoju raczej nigdy nie miałam. Nie mogłam być spokojna, że na przykład mój chłopak-teraz już eks- nie założy na wieczór albo w dzień mojej obrony mgr jakiejś koszulki z kwiatkami, chyba damskiej, w której wygląda jak osioł, bo "musi się coś dziać, jest zabawa". Takie akcje zawsze mnie wyprowadzały z równowagi. Wiem, że to dziwny przykład, bo to tylko koszulka. Nie chcę wyjść na dziewczę, które patrzy tylko na ubiór, bo tak nie jest, ale pewne sytuacje wymagają w życiu przewidywalności i spokojnego podejścia. Lubię niespodzianki, ale powinno się je robić, jeśli się zna drugą osobę i wie się, że owa niespodzianka nie wyprowadzi drugiej osoby z równowagi. Zatem..jestem spokojna, że Mr. A nie zostawi mnie w środku imprezy i nie znajdę go nawalonego przy barze, bo bawimy się razem. Wczoraj byłam w klubie salsy z ludźmi z pracy Mr. A. Był delikatny stres, bo ich nie znałam, poza tym była tam jego koleżanka, która zna jego 'byłą', więc bałam się najzwyczajniej w świecie 'babskiej obczajki", tym bardziej, że miałam krótką 'małą czarną', szpilki i czerwone paznokcie, na co dzień tak się nie ubieram. Ale okazało się, że byli dla mnie mili, choć niewiele było okazji do rozmów, bo w końcu uczyliśmy się tańczyć salsy (tylko jedna dziewczyna bezwstydnie mierzyła mnie z góry na dół, nie będę tego komentować). Byłam ze swoim partnerem, dzięki niemu czułam się bezpiecznie, mogłam przewidzieć, że nie zostawi mnie samej. I że nie przebierze się nagle w koszulę w kwiatki. Ostatnio postanowiliśmy jeździć na rolkach, po zakupieniu sprzętu, pojechaliśmy do ogromnego Hyde Parku i tam znaleźliśmy ciche miejsce do nauki-wyśmienite spędzanie czasu , wspólne utrzymywanie równowagi-jakie to życiowe. Pomimo tego, że właśnie mnóstwo czasu spędzamy razem, pomimo, że często trzymam go za rękę albo on mnie, to dajemy sobie trochę zdrowego luzu. Siedząc w pokoju, ja np. piszę bloga czy czytam gazetę, książkę, a Mr. A gra w Playstation, na której się kompletnie nie znam, maluje figurki, czyta książkę o grze strategicznej czy gazetę New Scientist. I wiem, że nie musimy nic do siebie mówić (choć on czasem pyta, czy wszystko ok i czy nie gniewam się, że on sobie gra-nie wiem, kto go biednego tak tresował), mamy swój czas, nie musimy być do siebie przyklejeni, jak ślimaki, których ostatnio tu mnóstwo pod blokiem. Czuję, że w tym związku jest miejsce na uczucia, przywiązanie, wspólne spędzanie czasu, ale też na osobistą wolność, która wbrew pozorom zbliża, a nie oddala ludzi od siebie. Jeśli będzie chciał wyjść do kolegi wieczorem, pograć w grę strategiczną Malifaux (widzicie, jak szybko się uczę, ha! :D ) to nie będę miała nić przeciwko, bo wiem, że to jest mu potrzebne, mi zresztą też. Bo kto nie chce, żeby jego partner był szczęśliwy i spełniony?A spełnianie się w swoich pasjach i zainteresowaniach do tego prowadzi.
Wczoraj byłam odebrać paczkę dla Mr. A, czekał na książkę o nowej grze. Otworzył ją zaraz po pracy, ale ze względu na imprezę nie zdążył jej nawet przejrzeć. Dziś po śniadaniu książka patrzyła się na niego bezlitośnie, podobnie jak on na nią, widziałam to w ich oczach ;) , ale miał niewyprasowaną koszulę do pracy, więc stwierdził, że książkę przejrzy później. Potem, nastąpiła rozmowa: zabrałam mu deskę do prasowania i żelazko sprzed nosa i powiedziałam: "śmigaj na łożko  Bunny czytać książkę, ja Ci wyprasuję koszulę". "Ale jak to, ja będę sobie leżeć i czytać beztrosko książkę, a Ty będziesz mi prasować koszulę?Uznasz mnie za szowinistę" (dodam tylko, że jest 100 razy lepszy w prasowaniu koszul niż ja, skuBunny ;) )Na to ja odpowiedziałam: "Nie uznam Cię, wiem, że sprawi Ci to przyjemność przed pracą, Ty się zajmiesz książką, ja się zajmę Twoją koszulą". Prosta, prozaiczna sytuacja, w której nie robię nic, żeby się podlizać. Sprawia mi przyjemność prasowanie mu koszuli, po prostu. Poza tym lubię prasować, swoje rzeczy rzadko prasuję, bo nie muszę. Poza tym robię to z jakimś zamiłowaniem. Może to dziwne, ale nie robię tego mechanicznie, bo wiem, że on ją za chwilę założy. Jestem w takim momencie przedłużeniem bezdusznego żelazka, które miał kiedyś na co dzień i traktował prasowanie jako czynność przymusową. Teraz jestem przy nim ja, a żelazko ma przedłużenie, i to żyjące, z bijącym serduchem..
PS: W sklepie takich nie dają, bezcenny mechanizm..

środa, 1 sierpnia 2012

tasiemiec

Nie piszę za często bloga. Pisałam go wczoraj. Ale muszę dzisiaj się tu pojawić. W ostatnim 'PS' napisałam, że śnił mi się 'paproch'. Dziś śnił mi się tasiemiec. (UWAGA Wrażliwi-nie czytajcie, obawiam się o pawia na Waszym monitorze, mi samej niedobrze, kiedy o tym piszę). Stałam przed lusterkiem i kiedy otworzyłam usta on się pojawił w mojej buzi. Więc złapałam do za 'łeb', był dość duży, tzn. na pewno długi, ale też szeroki, był niczym wąż. Złapałam go za bezczelny łeb i próbowałam wyciągnąć ze swojego ciała, powstrzymując odruchy, wiadomo jakie. Było bardzo ciężko. Kiedy już wydawało mi się, że prawie go wyciągnęłam, zaczął wyślizgiwać mi się z dłoni,tak- był tak ogromny, że trzymałam go całą dłonią. Wtedy po prostu się urwał. Część, która została mi w ręce wyrzuciłam do umywalki, właściwie sama w swej śliskości uciekła. Reszta znów schowała się do środka. Świecił się niczym neon, na żółto. W domu powiedziałam co się stało, Mr. A też tam był, więc mu powiedziałam i tłumaczyłam wszystkim, że to pewnie dlatego tak chudnę. Koniec snu. A teraz - tadaaaaaaaaam: tłumaczenie snu w sennikach internetowych (zdobyłam się na przeglądnięcie, bo sen mnie tak zmęczył, jak ostatnio wiele snów, które wydają się realno-przyszłościowo-przeszłościowe). Zatem po przejrzeniu kilkunastu stron z sennikami i stwierdzeniu, że wszystkie zawierają podobne tłumaczenia zamieszczam jedno z nich:

"Sen o tasiemcu może świadczyć o dręczących Cię głębokich wyrzutach sumienia, które siedzą jak tasiemiec w Twoim wnętrzu i wysysają z Ciebie chęć do życia. Tasiemiec to wredna i paskudna istota która w samej swej naturze jest pasożytem zatruwającym samym swoim istnieniem otoczenie. W twoim życiu pasożyt to zdecydowanie coś podłego co zrobiłeś kiedyś, coś kompletnie niezgodnego z Twoją naturą, a teraz to coś niszczy i zatruwa Twoje życie choć gdyby się temu przyjrzeć dokładnie to nie ma to większego znaczenia. To że zrobiłeś coś niewłaściwego i żyjesz w poczuciu winy, nie oznacza że trzeba to w sobie trzymać i pozwalać mu zatruwać swoje życie, nadszedł czas by zniszczyć niechciane i niepotrzebne przeżycia i to raz na zawsze. Jeżeli śni ci się, że widzisz lub masz tasiemca, to również oznacza niemiłe perspektywy dla Twojego zdrowia i dla Twoich spraw służbowych i finansowych. Każdy musi sam szukać swoich sposobów na zniszczenie pasożyty zasiedlające jego wnętrze, dla jednego to modlitwa i szczere wyznanie grzechów, bądź rozmowa z psychoterapeutą, można tez powierzyć swoje problemy tym którym ufamy, ważne jest by nie odwlekać tego co jest naszym wewnętrznym problemem na potem, bo potem to już nie będzie problem tylko tragedia"
Z tą tragedią to może przesada..ale co do k**** nędzy? Dlaczego ostatnio śni mi sie tak wiele rzeczy, które faktycznie siedzą w mojej głowie, które mnie niesamowicie dotyczą albo po jakimś czasie się sprawdzają..?!...nie bardzo chcę być osobą, która potrafi wyśnić wiele rzeczy, to męczące, wiem, bo mama miewa takie. Tego genu akurat nie chciałabym odziedziczyć, o ile takowy istnieje.. Choć już nie raz dochodziłam do wniosku, że sumienie dopada właśnie w snach.
Aha, jeszcze jedno tłumaczenie tego snu:

"Jeżeli śni ci się, że widzisz lub masz tasiemca, oznacza to niemiłe perspektywy dla zdrowia i dla przyjemności".

Jutro idziemy z Mr. A zapisać się do przychodni. Ma się to 26.