tag:blogger.com,1999:blog-26250260162798349632024-03-14T03:09:21.834-07:00sunflowersunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.comBlogger63125tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-15009931736382123112016-03-12T11:31:00.001-08:002016-03-12T11:31:08.523-08:00Always something.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMB29HoO2ddLWpWseC59oWi-qT0mEanVUf67lwIfULm_G4L_rrVwNGyaoAPZdXKbjsVvMfVuvKyMruwXR_XnLasYOhmPcT6jWeHklWANnR2UvgqS4IrnePd72H-ELGshyw3SiG3fpt5EhW/s1600/samo.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="248" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMB29HoO2ddLWpWseC59oWi-qT0mEanVUf67lwIfULm_G4L_rrVwNGyaoAPZdXKbjsVvMfVuvKyMruwXR_XnLasYOhmPcT6jWeHklWANnR2UvgqS4IrnePd72H-ELGshyw3SiG3fpt5EhW/s320/samo.jpg" width="320" /></a></div>
Jak dobrze, że nadeszła wiosna. Można winić pyłki za czerwone i łzawiące oczy, zasmarkany nos. Jak dobrze, że to Szkocja. Można winić pogodę, nisko wiszące chumry i ciemne budynki za stany depresyjne. Jak to dobrze, że ktoś zwraca się do mnie 'Proszę Pani' i pyta o dowód osobisty przy zakupie alkoholu. W innym wypadku nie dotarłoby do mnie, że to już dorosłość, to właśie jest moje życie. Właśnie to. Dobrze też, że ktoś ustala taki grafik, a nie inny. Po przyjściu z pracy mogę spokojnie, bez siły zrzucić ubrania, wziąć prysznic, zjeść bezwładnie kolację i usnąć na kanapie pod kocem, nie myśląc, co mogę w tej sprawie zrobić. Tylko się przykulić z bezradności i zasnąć. Żołądek strawi resztę.<br />Jak to dobrze, że są telefony, internety i 'łaj faje'. Gdyby nie one, nie miałabym pojęcia, co się dzieje tam, gdzie mnie nie ma. A zawsze sie coś dzieje. Zawsze coś.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-78490472292259619132016-01-09T10:58:00.000-08:002016-01-09T10:58:35.811-08:00Strachy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiHmzhxuRjPq_F1aLtT0yqkClww5cnw86vVeqXJo5h8nnP4S4uBqdMQhze2FQ3WENtinmmeRjIeLeHhEo6Y2C_7yihqGp2XL0bPW8jsjidKfGOsHC5ZM6BcH99owiFzrerVvUg97uVwzeU/s1600/dd.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="214" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiHmzhxuRjPq_F1aLtT0yqkClww5cnw86vVeqXJo5h8nnP4S4uBqdMQhze2FQ3WENtinmmeRjIeLeHhEo6Y2C_7yihqGp2XL0bPW8jsjidKfGOsHC5ZM6BcH99owiFzrerVvUg97uVwzeU/s320/dd.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wybiegam z domu. Poranek. Mam 3 minuty, żeby zdążyć na autobus do pracy. Wszystko mogę sprawdzić w telefonie i zegarku. Ile kroków zrobiłam, jak bije mi serce i jak spałam. Za ile minut podjedzie autobus z numerem 11.<br />Dobiegam. Wciąż go nie ma. Zakładam słuchawki. Pomagam sobie czymś, co pozwoli mi zapomnieć po co i gdzie jadę. Za każdym razem patrzę w okno, na wilgotny i ciemny jeszcze Edynburg. Znikam w autobusie z czasoprzestrzeni. Pomimo tego, że zegarek pokazuje puls 68, wydaje mi się, że on się zatrzyuje, by skumulować sumę wszystkich strachów. Tylko 30 minut zawieszenia, nim dotrę na miejsce. Jednak tok myśli jest tak rozbudowany, jak gdyby jego korzenie miałyby zaraz dosięgnąć jądra ziemii. Czym są te myśli? Czym są te korzenie, które co rano wbijają się w autobusowe siedzenia, jezdnię, ziemię 'wysepki zbawienia'..?<br />
Są tym, czego się boję.<br /><br />
Snów, których nierzadko nie jestem w stanie powstrzymać.<br />Ludzi, którzy mogą wejść do autobusu i mnie zabić, tak ot, bo ktoś im powiedział, że tak trzeba.<br />
Samotności, tej wewnętrznej, choć wokół takie tłumy.<br />
Braku porozumienia.<br />
Braku spojrzeń w oczy i umiejętności milczenia wtedy, kiedy trzeba.<br />Kruchości istnienia, wrażliwego, niczym nadgarstki kobiety.<br />
Ulotności i niepamięci. Wspomnienia są tak przezroczyste w pewne dni.<br />
Deszczu, który potrafi zalać nawet najcudowniejszy usmiech.<br />
Dorosłości, którą patrzy się na śmierć bliskich.<br />
Braku wyobraźni i polotu, by tworzyć, a nie odtwarzać.<br />
Kleju, który jakims cudem przytwierdza mnie do kanapy niemal każdego dnia.<br />Niewdzięczności za trudy, które oddaję z każdym wydechem i pracą pęcherzyków płucnych.<br />Powolnego umierania, które wzbudzi zwątpienie, że ten świat mimo wszystko piękny.<br />
<br />Naciskam 'stop'. Idę chwiejnym krokiem ku kierowcy. Dziękuję za 30 minut jazdy, pełnej splątanych porannych myśli. To tylko jedna krótka podróż. Jest wcześnie, 7:40. Nabieram powietrza i wypycham ustami tok myśli sprzed kilku minut. <br />Jeszcze nawet nie świta.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-65332508727949273392015-10-11T04:54:00.002-07:002015-10-11T04:54:27.646-07:00Igły<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2tHQtwIYcaaenj4ts3KVclIrhXHsRukc8Z66OwquJpeiFOY6QO4u9ABw5B0jkuAsOCQKPUbNoExfE3E67qnlMZKcJTYQZGBQJk54HQSmq_Ef9MRxmAwwYZsnQcAd3d6tlBHuO6DJ84Nmo/s1600/feath.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2tHQtwIYcaaenj4ts3KVclIrhXHsRukc8Z66OwquJpeiFOY6QO4u9ABw5B0jkuAsOCQKPUbNoExfE3E67qnlMZKcJTYQZGBQJk54HQSmq_Ef9MRxmAwwYZsnQcAd3d6tlBHuO6DJ84Nmo/s320/feath.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wiele razy rozpisywałam się na temat
przygód emigrantki, tych dobrych i tych złych. Najbardziej łzawe
były jednak te złe. Tak też było i tym razem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wracam z centrum handlowego, zaraz nad
portem Ocean Terminal, z którego odpływają statki do innych portów
w Europie. Nigdy przedtem tam nie byłam, a mieszkam 20 minut od
portu, więc postanowiłam zobaczyć, jak wygląda centrum handlowe,
z którego można w każdej chwili wyjść i zobaczyć uspokajającą
zatokę. Byłam ciekawa kontrastu, pomiędzy szkłem, plastikiem i
naturą, która rozpościera się zaraz po wyjściu z budynku.
Pojawia się też pytanie przygodowe: co by było, gdybym wsiadła do
tego statku i podróżowała...? Zapewne paw obligatoryjny na
pierwszym planie, ale co potem...? Wracając do przyziemnych myśli
stwierdziłam, że przecież muszę iść na zakupy , bo w lodówce
pustki. Poszłam więc do pobliskiej ASDY. To sieć supermarketów, w
stylu TESCO czy LIDL, dobre ceny, duży wybór. Jak się poźniej
okazało, to nie wszystko. Po zakupach, które starałam się zrobić
w miarę szybko, jako że nie jestem fanką jasno oświetlonych
marketów zatloczonych ludźmi, wymknęłam się szybciorkiem do
kasy. Byłam pierwsza w kolejce. W moim koszyku znalazły się dwa
drinki, rum z colą, bo mój plan na sobotni wieczór dotyczył
wlaśnie drinka, chipsów i dobrego filmu. W pewnym momencie pani
kasjerka zapytała, czy może poprosić o dowód tożsamości,
odparłam, że jasne, w głowie przeleciało mi pytanie: jak to
możliwe, że wciąż mnie o to pytają? Przecież nie wyglądam na
nastolatkę, nie kokietuję, tak myślę. Pani obejrzała mój dowód
i odparła, że nie może zaakceptować tego dowódu i nie może mi
sprzedać alkoholu. Ja, jeszcze spokojnie, odparłam, że tam jest na
dole data urodzenia i to jest moje zdjęcie. Wciąż powtarzała, że
nie może. Zapytałam o przyczynę, powiedziała, że akceptują
TYLKO BRYTYJSKIE dokumenty. W tym momencie mnie wcięło, zapytałam,
od kiedy wprowadzili takie przepisy i że nie do końca rozumiem.
Zapytałam, czy mogę porozmawiać z managerem zmiany, przyszedł
szybko, potwierdził: akceptujemy tylko brytyjskie dokumenty, czyli
paszport, prawo jazdy lub brytyjską kartę obywatela. Moje uczucia,
uwierzcie mi, mieszały się w pustym żołądku. Byłam zła,
zażenowana, czułam się jak jakiś śmieć. Powiedziałam tylko:
uważam że to nie fair, i że niestety się dziś nie napiję.
Poszłam do punktu obsługi klienta. Tam pani próbowała mi
wytłumaczyć, sama do końca nie wiedziała, co ma powiedzieć.
Dodam tylko, że wokół stało mnóstwo ludzi. Byłam spokojna, nie
krzyczałam, starałam się wyciągnąć jak najwięcej informacji.
Pani w biurze obsługi tak się zamieszała, że w końcu
powiedziała, że to wina kasjerki, bo jeszcze takiego dowodu nie
widziała. Doradziła mi, żeby probować u innej kasjerki. Wtedy
dołączył się pan ochroniarz, być może też z obsługi klienta,
nie wiem. W każdym bądź razie powiedział, że nie mogę kupić
alkoholu, jeśli nie mam wyżej wymienionych dokumentów. Powiedział,
że mogę sobie wyrobić brytyjską kartę obywatela (jak się
później okazało po sprawdzeniu w domu, jest ona płatna).
Właściwie ta karta służy tyko do tego, by kupować alkohol i
papierosy. W tym momencie podniosło mi się ciśnienie, uwierzcie.
Zapytałam, a co jeśli jestem turystką i przyjechałam tu na 2
tygodnie, czy to oznacza, że nie mogę kupić tu alkoholu przez 2
tygodnie..? Odparli tylko: tak. <br />Oczywiście powiedziałam, że to
nie ma sensu, że to nie jest równe traktowanie itd. Odeszłam
spokojnie. Ale we mnie coś się gotowało. Wyszlam stamtad,
zadzwoniłam do Bunnego i powiedziałam mu o tym, też się wkurzył.
Wsiadłam w zły autobus, wróciłam się, potem w kolejny, już do
domu. Przez drogę uroniło mi się kilka łez. Nie dlatego, że tak
bardzo chciałam się napić, to nie o alkohol tu chodzi. Byłam
totalnie rozżalona i wgnieciona pod chodnik tym, że pomimo długiego
już pobytu na tych nieszczęsnych wyspach, pomimo tylku przeszkód,
które przekroczyłam, wciąż są nowe. Nadal są sytuacje, w
których ludzie trakctują mnie jak obcego. Fakt jest taki, że
jestem obca, będę nią tutaj zawsze. Ale najciężej jest wtedy,
kiedy tego typu sytuacje mi o tym przypominają. Walczę, by mówić
płynnie po angielsku, ciężko pracuję, płacę podatki, staram się
wtopić w tłum, ale umiejętnie, by nie stracić siebie. Ale
wewnątrz nigdy chyba mi się to nie uda, bo mam w sobie mnóstwo
wrażliwości, która nie pozwala mi ignorować uczuć. <br />Po
powrocie do domu napisałam zażalenie do biura obsługi, nie było
mi łatwo. Po pierwsze język, po drugie starałam się nie brzmieć
panicznie i niegrzecznie, a płynność tych kategorii wyrabia się w
obcym języku po dłuuuugim czasie. Tak czy inaczej, mają się
odezwać do 4 dni, zobaczymy co z tego wyniknie. Zapewne będę
omijać ten sklep, tak dla swojego spokoju i zasady. Ale we mnie
chyba pozostanie igła, jedna z wielu. Tak naprawdę nie wiem, co z
nimi robić: wyciągać je czy zostawiać, bo może wrosną i mnie
wzmocnią. Sama nie wiem, czy chce przemieniać się w 'brytyjskiego
iglastego jeża' z kartą obywatelską, za którą muszę płacić,
czy w polski durszlak. W jednym i w drugim przypadku, trzeba być
silnym, a ja od zawsze bałam się igieł. </div>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-4043974860234064862015-09-28T09:42:00.001-07:002015-09-28T09:48:26.696-07:00Młoda dusza<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD0dsqwo9huLFoQvLfhE7klV9SLsN5OkaRD0LCYQccJ9eUcfUNi8LAjigTtonY_ovIZwv_LgqXzyjl5wkBw2XNer-6JEFRrUkgdBQbNDHqVD3OKIcGEoCPzeB32IdFDnvdQpy0-6WqX5Zq/s1600/uliczka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiD0dsqwo9huLFoQvLfhE7klV9SLsN5OkaRD0LCYQccJ9eUcfUNi8LAjigTtonY_ovIZwv_LgqXzyjl5wkBw2XNer-6JEFRrUkgdBQbNDHqVD3OKIcGEoCPzeB32IdFDnvdQpy0-6WqX5Zq/s320/uliczka.jpg" width="240" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
Wstęp.<br />
<br />
Coś Wam powiem. Ten
kraj, choć potrafi z ruiny wyprowadzić, to do tego samego stopnia
potrafi do niej doprowadzić. Dwubiegunowość tej wyspy, chodzi mi o
kontekst dobrobytu fizycznego i psychicznego, jest czasem nie do
zniesienia. Nie przez to, że jest tak źle lub tak dobrze, ale przez
to, że może być dobrze i źle jednocześnie. A dwubiegunowość
jakoś pozytywnie mi się nie kojarzy. Jeszcze tylko tego do mojej
zacnej listy chorób brakuje.<br />
<br />
Chińczyk.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Popijam zupę grzybową instant, za
którą jakoś nigdy nie przepadałam, ale przypomina mi te czasy,
kiedy przychodziło się ze szkoły do domu, a tam zawsze czekał
obiad. Zawsze. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że to właśnie
wtedy byłam najbardziej marudna jeśli chodzi o jedzenie. Teraz nie
jestem prawie w ogóle, chyba że mam wspomnienia nieświeżego
kurczaka (w UK bardzo często się to zdarza), dlatego staram się go
unikać, bo wyobrażam sobie kilkudniowe kurczaki nafaszerowane
sterydami i Bóg wie czym jeszcze, biegnące za mną prosto z
siłowni, obślizgłe i sine. Koszmar. Wracając do domowego
jedzenia, kojarzy mi się z beztroską, której tu nie mam. Może
nigdy już jej nie zaznam, bo taka jest dorosłość. Jedyne momenty,
które mi o niej przypominają, oprócz tych chwil, kiedy jestem
nietrzeźwa, są chwile, kiedy obserwuje dzieci. Ale te poniżej 3go
roku życia. Jest taki jeden, pochodzi z Chin. Totalnie niczego nie
rozumie i na wszystko odpowiada chińskim 'okeeeeeey'. Do wszystkich
macha ręką i mówi 'helo' i tak często się śmieje, że
zastanawiam się czy to normalne. A poza tym , kiedy się śmieje,
śmieje się każdy milimetr jego twarzy, włącznie z oczami,
których podczas uśmiechu w ogóle nie widać. Wystarczy powiedzieć
jego imię i uśmiechnąć się do niego, a on od razu od-uśmiecha
się do Ciebie. Jest zajęty zabawą, ma w nosie, że jest cały w
błocie i to co inni mówią, robi to, co lubi, a kiedy wypowiadają
jego imię, uśmiecha się tak, że nie można bardziej. To jest
beztroska.<br />
<br />
<br />
Drugi biegun, setna choroba.<br />
<br />
Zatem mamy
tak: małopłytkowość, Hashimoto, osteopenia, celiakia, nawrót
astmy (wciąż sprawdzany), wieczne wirusy i bakterie, w tym ostatnia
infekcja oskrzeli lub pluc (niepotwierdzone), a dziś przypadkiem
dowiedziałam się, że miałam (lub wciąż mam) toksoplazmozę
(niepotwierdzone). Dowiedziałam się przypadkiem, bo wspomniałam o
czymś innym, a pani szanowna doktor miała mnie poinformować, gdyby
wyniki krwi potwierdziły coś niepokojącego. Czy dla nich to nie
jest niepokojące? I dlatego nie powiadomiły mnie o tym 3 tygodnie
po pobraniu krwi? Trafia mnie szlag. A co, gdybym zaszła w ciąże w
tym czasie? A co, gdybym nie zapytała przypadkowo o to 'coś innego'
i drugi lekarz przypadkiem nie powiedziałby mi o tym? Mogłabym na
przykład zajść w ciążę....i nawet nie chce kończyć tego
zdania. Moje podejrzenia padają niestety na najbardziej brudną
grupę ludzi, jaką są dzieci, kto pracuje w przedszkolach, ten wie.
To nie jest ich wina, ale trzeba mieć odporność mamuto-konia, żeby
się nie zarazić. Kolejny powód, żeby się przekwalifikować.
Tylko jak to zrobić i co wybrać? I jak połączyć to z prozą
życia? Jak znależć drugi biegun...?<br />
<br />
Młode dusze w starym
mieście.<br />
<br />
Spotkałam się ostatnio z Jamesem. Często się ze
mną kontaktuje, piszemy i dzwonimy. To człowiek, o którym
wspominałam na blogu. Pomagał mi przetrwać niejednokrotnie ciężkie
chwile w UK. Zarówno, kiedy pracowaliśmy ze sobą, jak i kiedy
przeprowadziłam się do Londynu. Zna Londyńskie realia. Zna też
realia powrotu z Londynu do Szkocji. Po ostatniej rozmowie mowił, że
brzmię dość depresyjnie i martwi się o mnie. Zaproponował
spotkanie. Muszę przyznać, że nawet kiedy byłam upośledzona
językowo, to były moje początki w tym kraju, czułam się przy tym
człowieku spokojnie i pewnie. Mogę z nim rozmawiać o wszystkim, on
ze mną chyba też o wielu rzeczach, bo poruszyliśmy sprawy jego
chorych rodziców i jego dorastającej córki. Spotkania z nim są
dla mnie troche jak duchowa terapia. Wiem, że dzieli nas jakieś 20
lat. Ale dzięki temu przenosimy się w czasie i przestrzeni, kiedy
opowiada o Rolling Stonesach i starym Londynie. O czasach, w których
nawet nie było mnie w planach. A ja tak lubię przenosić się w
czasie. Rozmawialiśmy o zmianach, o powrotach do Szkocji, o
rodzinie, o emigrantach, jedzeniu, insektach. Chodziliśmy po starych
uliczkach Edynburga, a ja słuchałam jego ciekawostek na temat
miasta i szkockich pierdół. A na koniec na fazie jechalismy
'rikszą' i zachodziliśmy się ze śmiechu. Nie rozpatruje tego
człowieka w kategoriach płci i wieku, dlatego jeśli piszę o nim w
superlatywach, mój życiowy partner nie powinien być zazdrosny, bo
chce z nim by i go kocham-kropka. Ale czasem potrzebuje kogoś
innego, a z babami CZASEM po prostu się nie da. Miałam dwóch
starszych braci, może nieobecność ojca w dzieciństwie, może
jeszcze coś powoduje, że właśnie z facetami jakoś lepiej mi się
czasem dogadać, pomijając relacje damsko-męskie.. Tak czy siak,
ten człowiek ma w sobie tyle dobrego, wiele przeszedł, a mimo to
nie ma zawiści, a za to realne współczucie. No i duszę tak
młodą, że chciałabym, żeby moja wyglądała tak za
kilka lat.<br />
<br />
Święty spokój.<br />
<br />
Już niedługo, bo jade na
króciutki urlop do Polski. Na grudniowe święta mnie nie wypuszczą,
więc jakieś święta trzeba obskoczyć. Zatem: Wszystkich Świętych.
I urodziny siorki, więc okazję są dwię. Liczę na oczywistą
dwubiegunowość: zawrót za przeproszeniem dupska i święty spokój.
Kluczem jest balans. Jak zawsze. <br />
<br />
PS: Już jesień...</div>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-41285703994287683332015-09-13T18:11:00.001-07:002015-09-18T12:35:31.270-07:00all that jazz<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJtOd0HChvXx9VNRG-BgLFG1-tT_de9n7-GceX9vSflcDXAfg_L2RVGPzxK2ATr4NCcnapz_V67JuMuDCVJ54A5WZLgTWrgvaS8XTiz9qErhNTOvNU7caeHr8AVyzmBKtaQF-4T3I5Ubtd/s1600/zas.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJtOd0HChvXx9VNRG-BgLFG1-tT_de9n7-GceX9vSflcDXAfg_L2RVGPzxK2ATr4NCcnapz_V67JuMuDCVJ54A5WZLgTWrgvaS8XTiz9qErhNTOvNU7caeHr8AVyzmBKtaQF-4T3I5Ubtd/s320/zas.jpg" width="320" /></a></div>
Jest druga w nocy. Popijam delikatnie porto i słucham piano jazzu. Sama nie wiem dlaczego. Może to ta bimbająca trzydziestka nie daje mi spać, może szkocka wilgoć. Może poantybiotykowy szok, że nie zaczęłam świecić po takiej dawce leków w krótkim czasie. Przestałam kaszleć, może po prostu wybiło mnie to z rytmu. Bo nic z mojej piersi nie wydaje odgłosu, oprócz cichutkiego bicia serca. Może to ten film, po którego obejrzeniu przypomniały mi się marzenia pisarskie. 'The Words' mam na myśli. A może to ten Bradley Cooper, ach.. Sama nie wiem. Każdy twierdzi, że Edynburg to jedno z najwspanialszych miejsc na świecie, a ja zastanawiam się nad tym już któryś samotny weekend. Tak właśsnie zapowiada się u mnie jesień. O ile nie zachoruje po raz setny, wtedy rozważę jeszcze inną opcję. Anyway, nie mogę spać. Wysłałam list motywacyjny i moje CV do redakcji portalu internetowego, który ogłaszał się jakiś czas temu, że chce nawiązać współpracę z autorami tekstów i redaktorami. Myślałam nad tym dość długo, w końcu to zrobiłam. Może to te antybiotyki, sterydy, dmuchawy blokowały mi oddech, umysł, serce, by choć przez chwile pomyśleć o pozytywnej stronie bycia na emigracji. By choć przez chwile zapomnieć o jakimś europejskim koszmarze, o którym czytam w gazetach, internecie i widzę w telewizji. Do którego tak ciężko mi się przyzwyczaić- bo to chyba najlepsza reakcja by przetrwać. Ale jakoś ciężko mi nie zadawać pytania, czemu to ja nie dostanę pomocy z UE, by wrócić do mojego kraju, którego ulice, język i kulturę kocham pomimo wszystko? Zmienię tok myślenia i przełknę to winem.<br />
Myślę o ludziach, którzy byli bliscy, a którzy już nie są. Myślę o tych, którzy wciąż powatrzają mi: "nie wracaj tu, nie ma po co', a sami tam żyją, mają pracę, rodzinę za przysłowiowym płotem i ulgę każdego ranka, że są u siebie. Zastanawia mnie fenomen tego stwierdzenia: "nie wracaj tu, nie ma po co'. Tzn, że oni już sobie wszystko wzięli? 'Coś' też jest subiektywne. Zaczynam myśleć też o swoim życiu, jak w podsumowaniu. Nie ma w nim nic stałego i pewnego. Jak w klepsydrze wodno-żelowej. Ciecz idzie raz w górę, raz w dół. Nic stałego, co do czego mozna mieć pewność, że nie zmieni kształtu za sekundę. Nihil novi.<br />
Anyway po raz drugi. Może do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć, jak do jazzu. Kiedyś wydawał się nudny, ciężki, nie ' na teraz'. Dziś inspiruje, uspokaja, dwoi się w synapsach. To tak jak w życiu, są pewne rzeczy, które podobają się w pewnym wieku. Ale czy ja jestem gotowa na jazz?sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-14748066643788393672015-09-12T10:49:00.002-07:002015-09-18T12:37:12.816-07:00far away<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNJk1OjJiotjrW0dD6FVDRwc7nYTeC6HZZwyGewjnHyMdkwzm35HOD6-HhzWzrZVSwQHtCsm62vLeJzex0y0q-Ihyphenhypheny3zHCyNIdIQ4Q9VoHFcC6g5Ww0C2sTnocO8wvLhfhxihoA9JvIKXV/s1600/tes.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="232" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNJk1OjJiotjrW0dD6FVDRwc7nYTeC6HZZwyGewjnHyMdkwzm35HOD6-HhzWzrZVSwQHtCsm62vLeJzex0y0q-Ihyphenhypheny3zHCyNIdIQ4Q9VoHFcC6g5Ww0C2sTnocO8wvLhfhxihoA9JvIKXV/s320/tes.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
byłabym dobrą Polką<br />
poprawiałabym
błędy w mowie</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
segregowała śmieci</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
podziwiała góry i rzeki</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
wykrztuszając ochy i echy</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
byłabym dobrą Polką</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
narzekając na brudne chodniki</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
bez uśmiechu wkraczałabym do sklepu</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
trzymając na ramieniu dzieci</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
słuchałabym świerszczy w trawie</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
leżąc na dywanie bławatów</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
a zimą skrzypienia śniegu,</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
starych drzwi i skrzeku zmarzniętych
ptaków.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
byłabym dobrą Polką</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
nie jak Mickiewicz, czy Chopin,</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
sciągnęłabym maskę z twarzy</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
pozornie muśniętą złotem..</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-59749482200682590862015-07-29T14:51:00.002-07:002015-07-29T15:02:29.394-07:00Opowiem Wam bajke..<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCT_c6WdrMl9jj8EvIbz3EIomn_CNia28olq4gJhhkm38nOLkbz_WzVIxaoONkh7YU_AAX5RHgTOmY-Lf4-Hz6vULJ6U8o28u17QoYDUzkvO_i_HVM1aJQqUD8t-ViaBnqeWOeT2838D-W/s1600/magia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCT_c6WdrMl9jj8EvIbz3EIomn_CNia28olq4gJhhkm38nOLkbz_WzVIxaoONkh7YU_AAX5RHgTOmY-Lf4-Hz6vULJ6U8o28u17QoYDUzkvO_i_HVM1aJQqUD8t-ViaBnqeWOeT2838D-W/s1600/magia.jpg" /></a></div>
<br />
<br />
Opowiem Wam bajke, jak kot palil fajke.. a nie, to nie ta bajka. Nie jestem tez pewna, czy zdolam napisac moral, moze pojawic sie za kilka dni, tygodni, miesiecy lub lat. Ale to bylaby juz bajka archaiczna. Wiec nie bede obiecywac niczego. Bajki tez nie. Chociaz od tej fajki stronic czasami trudno. Zostanmy przy opowiastce. A zatem: zaczynajmy.<br />
<br />
Wstep: Miescina.<br />
Rzecz dzieje sie w czasach owczesnych. Szkocja. Kraina przepiekna, ale nie ma dnia, zeby nie spadl deszcz. Chocby na 5 minut, ale zawsze. Chmury zazwyczaj wisza nisko, jak gdyby mialby sie zapasc uklad sloneczny w tym wlasnie miejscu. Monumentalne budowle wyciskajace 'echy' i 'achy' z ust turystow w roznych jezykach. Z moich tez, powiedzmy, ze zaczynam miec to miasto tuz pod skora. I choc jeszcze nie mam go gdzies glebiej, nie wiem nawet czy kiedykolwiek bede, to ma w sobie urok, dzikosc, i szorstki powab. Napedza to wszystko morsko- gorski wiatr, ktory oczyszcza powietrze i to akurat ma swoje zalety. Opowiastki o nim sa dlatego przewaznie swieze, choc nigdy nie rozgrzane do czerwonosci. Ostatnio zakupilam kwiatka doniczkowego do salonu, stal sobie czerwony gerberek w Tesco, samotny, wiec szepnelam: zaopiekuje sie Toba, Malenki (tak- mowie czasem do kwiatkow, lepiej wtedy rosna :) ). Ale ja nie o tym chcialam. Po zakupieniu kwiatka ogolocilam go z naklejki na ktorej widnialy wskazowki, jak pielegnowac roslinke. Rozsmieszyla mnie jedna: trzymac z dala od bezposrednego kontaktu ze sloncem, tzw. direct sun. Czy tu gdziekolwiek jest jakies miejsce, gdzie mozna spotkac bezposrednie slonce? Zanim przebije sie przez warstwe chmur, deszczu, wiatru, to zanika bezpowrotnie, nawet ptaki gdzies w tam w gorze maja zaewne niedobory witaminy D. I jeszcze Ci ludzie, smarujacy sie kremami z filtrem 50, kiedy tylko pojawi sie troszkke slonca i nieba, przey temperaturze 15 stopni. Filtr 50...nie uzywalam takiego ostatnio w Polsce, siedzac w poludnie na sloncu podczas temperatury 35 stopni. No coz, to jest po prostu inna bajka.<br />
<br />
Rozdzialik I <br />
Madeline.<br />
<br />
A jednak bedzie bajka. Niekoniecznie dla dzieci, ale zainspirowana bajka dla dzieci. Moze niektorzy pamietaja francuska bajke o dziewczynkach z sierocinca, jedna z nich miala na imie Madeline. Wychodzily z zakonnicami na spacer po Paryzu. Jakiez to urocze, wszystkie w parach, rowniutko, wywlekaly swoje mlodziutkie sieroce losy by podziwiac Paryz (ciekawe, czy w dzisiejszych czasach tez by tak wychodzily zwiedzac Paryz, pewnie w ciagu 5 minut jakis 'obcokrajowiec' wpakowalby sie zakonnicy pod habit z nadzieja na ucieczke na Wyspy Brytyjskie :) ). Wracajac do Madeline. Zaczelam prace w jednym z uznanych przedszkoli w Edi (zupelnie nie wiem, dlaczego to przedszkole zdobylo nagrode). Bylam dosc podekscytowana tym, ze zobacze jak dziala to przedszkole, bo przedtem kontakotwalam sie z przedszkolem przez skype, maile, telefony. Nie bede sie rozpisywac w tym rodziale na temat szczegolow, ale nie jestem zachwycona. Wrecz odwrotnie: jestem zniesmaczona, wymordowana. 75% mojego czasu spedzam na wedrowkach po Edynburgu z tymi 'ciezszymi' dziecmi, bo przedszkole oczekuje inspekcji (nie dziwie sie, ze sie boja) i wszystko musi byc ' git na miescie, petarda w dupke, kokarda na ratuszu'. Oczywiscie 5 godzinne wedrowki odbywaja sie rowniez wtedy, gdy z nieba leca zaby. Takie bajki. A ja? Wtajemniczeni lub zaznajomieni z tematem wiedze, ze bezglutenowcy glodnieja czesciej. A podczas 10 godzinnego dnia w pracy ja dostaje 15 minut przerwy. Juz pierwszego dnia bylam w biurze oznajmic, ze umowa byla inna: dwie 15minutowe przerwy i jedna godzinna na lunch. Powiedzialam,ze zglaszalam, ze musze miec przerwe na zjedzenie jednego konkretnego posilku, mialo nie byc problemu i ze nie chce mdlec z glodu w miejscu pracy. Od pani manago, ktora ma waskie usta-to zawsze zle wrozy, uslyszalam: 'to juz lepiej nie gadaj tylko idz jesc, bo zostalo Ci juz tylko 10 minut..'. Sorry dzieci, ale to jest wlasnie szmata, ktora kopciuszek powinien umyc najbrudniejsza podloge i wykrecic tak, zeby pozbyc sie z niej wszystkich wlosow. Podsumowanie przedszkola w nastepnym rozdziale.<br />
<br />
Rozdzial II<br />
Syf, kila i mogila, tudziez sodoma i gomora.<br />
<br />
Nie mam zespolu obsesyjno-kompulsywnego, ale lubie lad i porzadek, czystosc tez. Jak widze resztki jedzenia na stole sprzed kilku dni kiedy dzieci jedza posilek to wyobrazam sobie wszystkie moje mikrobakterie wymiotujace mi do porów skóry. Jedzenie lunchu w parku bez mycia rak, po tym, jak dzieci grzebaly w ziemii niczym kura znoszaca zlote jajka, glaskaly obcego psa, ktory byc moze jezdzil koleja. Sciany w przedszkolu wymaszczone mieszanka farby, piasku, brudu i mydla. Istny Picasso. I jeszcze kubizm: sterta pudelek, ktore dzieci dekoruja i maluja ZALEDWIE od 3 tygodni. Ten sam 'set up' od kiedy zaczelam tam prace, a moze nawet i wczesniej. Przedszkolanki wiedza, o co chodzi. TE SAME ZABAWKI W ROZNYCH KACIKACH OD 3 TYGODNI. Klocki w kaciku konstrukcyjnym, kolorowe figurki w kaciku matematycznym, szary papier kroluje w kaciku pisemnym, naklejkowym i wycinankowym. W kaciku domowym kroluje 2 miski, 3 talerze i plastikowy ziemniak, plus dodatkowo jakies 3 lub 4 przebierankowe sukienki- widzialam lepsze w ciuchlandach. Jeszcze jeden stolik zajmuja te same puzle od 3 tygodni a na duzym, na ktorym dzieci maja wybierac, co chca robic, jest ciastolina. Moga wybrac pomiedzy ciastolina, ciastolina i ciastolina. To sie nazywa szkocka wolnosc, FREEDOOOOOM, krzyknalby William Walace z Braveheart. AAAAA! No tak, jest tez rarytas, bajka wspolczesna, 2 tablety, na ktorych panuja gry i aaplikacje typu: angry birds, cos w stylu-ubieram swojego wojownika i dobieram mu bron i piekaca ciastka niezlomna Peppa Pig- najlepsza z calego zestawu. A wsrod tego wszystkiego trzydziescioro dzieci i nauczyciele, w tym jedna MISS R. , ktora jako jedyna moze byc tak nazywana, bo ona jest nauczycielka, my juz nie. Jest niska, nie musi nosic koszulki z logiem przedszkola, ubiera sie w co chce- np. w buty na koturnie (!!!) i ma czerwona szminke na ustach. O tak, zla siostra Kopciucha. Potrafi 5 minut przed moim wyjsciem powiedziec, zebym sprzatnela zlew, bo jest caly w piasku. No tak, syf, kila i mogila. Ale w 5 minut tego nie ogarne. Nie mam cudownej lampy Alladyna. Ale gdybym miala, wytarlabym ja na blysk i poprosila o teleportacje. Moze juz niedlugo uda mi sie przeniesc w inna czasoprzestrzen.<br />
<br />
Rozdzial III<br />
'Pojawia sie i znika..'<br />
<br />
Mijaja 3 tygodnie, od kiedy pojawilam sie w Szkocji i w tym przedszkolu. Mija 4,5 roku, od kiedy jestem na wyspach. No i wreszcie: niedawno minelo 29 lat, od kiedy jestem na tym ziemskim padole. Odwiedzilam juz troche miejsc, poznalam troche ludzi, siebie tez juz dosc dobrze znam. Znam swoje 'zady i walety'. Wiem, na co potrafie narzekac, slusznie i nieslusznie. Wiem tez, czego oczekuje od miejsc, ktore odwiedzam i w ktorych mam spedzac wiekszosc swojego zycia. I wiem, ze to przedszkole nie jest miejscem, w ktorym chce marnowac moje chwile. Bo wiem tez, ze nie mam tam szans, by uczyc, a to wlasnie zdecydowalam robic, na dluzej lub krocej, zobaczymy. Powiedziano mi, ze jedna z regul przedszkola jest, uwaga: 'ignorowanie negatywnych zachowan'. Prawie wbilo mnie w fotel, kiedy to uslyszalam. To nie w moim stylu, zyciowym i nauczycielskim. Nie jestem w stanie zignorowac, gdy jedno dziecko beka drugiemu w twarz, kopie, przeszkadza innemu, ktory z zaciekawieniem slucha mojej bajki, lub po prostu jest bezszczelne w stosunku do mnie i innych dzieci. My, nauczyciele przedszkolni ksztaltujemy ten pierwszy swiatek spoleczny, pierwsze wartosci-obok rodzicow rzecz jasna. Tlumaczymy im swiat, pokazujemy im dobre drogi, oddajemy im serce, energie i czas. Owszem, placa nam za to, ale chce widziec tego efekty na co dzien, nie tylko na koncie bankowym. I wiem, ze da sie zmienic zle zachowania, da sie dziecko wychowac na dobra osobe, radosna ale jednoczesnie grzeczna, taka ktora nie 'charka' za przeproszeniem swojemu towarzyszowi talerza w twarz. Da sie, wiem, doswiadczylam, ciezko pracowalam, ale widzialam, ze sie da. Te dzieci to przyszlosc. Jesli pojawiaja sie w moim zyciu, to chce miec na nie wplyw. Juz w piatek mam rozmowe w innym przedszkolu, tym razem sprawdze zanim sie zgodze. Pokladam w nim wielkie nadzieje, ze pomoze mi zniknac z tamtego miejsca. Moze kiedy znikne, te dzieci beda lepsze, magiczna moc sprawi, ze to miejsce bedzie lepsze. Oby tak bylo. Nie bez powodu, ktos kiedys, w ukochanym miescie Rzeszowie, nas samym Wislokiem, nazwal mnie Czarodzieja..wreczajac mi patyk w dlon. A ja z tego patyka moge robic niestworzone rzeczy. Dowiecie sie w przyszlosci. Bim sala bim! Znikam!<br />
<br />sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-8919058922875583082015-05-31T13:27:00.001-07:002015-05-31T13:27:29.977-07:00So it's official..<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvepfaUzJja_OrgL8gkssC_GDdB4tuFTWCyjngonSCvxdW1oY_CYtHRwHv4qTdm2bFD6cL6VAHpn_e7VRS3u1m4-J7oOGJiqRhqGIcEkbUfXR2EEqVz-tt1zcD4zsrPms4E09SE7jCGqqM/s1600/download.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjvepfaUzJja_OrgL8gkssC_GDdB4tuFTWCyjngonSCvxdW1oY_CYtHRwHv4qTdm2bFD6cL6VAHpn_e7VRS3u1m4-J7oOGJiqRhqGIcEkbUfXR2EEqVz-tt1zcD4zsrPms4E09SE7jCGqqM/s1600/download.jpg" /></a></div>
<br />No tak, to oficjalne. Wyprowadzam sie do Szkocji. Jeszcze rok temu rozmowy na ten temat odbywaly sie w sensie teoretycznym..a teraz? Wszystko powaznie, czasem z usmiechem na twarzy, ale w wiekszosci z troska i zastanowieniem: jak to bedzie?<br /><br />WIND OF CHANGES<br />
<br />
Wiatr zmian przyszedl. gdy w glowie A. pojawil sie pomysl studiowania i zrobienia cos z jego drugim wyksztalceniem- technik masazysta. W tym kraju, zeby masowac profesjonalnie i zdrowotnie, trzeba skonczyc fizjoterapie. W przeciwnym razie, mozna masowac w salonach SPA, dodatkowo robic 'facial' i manicure..Takiego zwrotu kariery A jednak nie mial na mysli. Po miesiacach namyslow, napisaniu 'cover letter', ktory tutaj znaczy wiecej niz CV dostal sie zdolniacha na studia. Wszystko zalatwione. A ja? Pomyslec by mozna, ze wlocze sie za swoim zyciowym partnerem-stad i moja decyzja. Ale po tysiacach rozmow tak ja, jak i A. stwierdzilismy, ze to bedzie dobra decyzja. Nasza wspolna.<br /><br />PLUSY:<br />
+Dla A. to 'ostatnia' szansa zmienic bieg wydarzen, jako ze po 5 latach tlumacze audio-wizualnych zarowno UK, jak i PL nie oferuja mu nic lepszego, niz w restauracji. A tam A. pracowac nie chce. Ale zeby nie bylo to tylko jego plusem, to przyznam, ze co zle dla niego, jest zle tez dla mnie. Jak to mawiaja w zwiazkach: 'Co Twoje to i moje'.<br />+Co jeszcze dobrego z tego wynika? Szansa na normalne warunki mieszkaniowe. Za cene tego, co placimy tu za kawalerke (czytaj: pokoj, kuchnia, lazienka) tam mozemy wynajac 2-3 sypialniane mieszkanie, plus salon, lazienka i kuchnia. Oczywiscie takich aspiracji nie mamy, ale za mieszkanie z jedna sypialnia, salone, kuchnia i lazienka zaplacimy o wiele mniej. Zeby zyc, jak normalni ludzie, z odrobina przestrzeni dla siebie i dla kogos, kogo w koncu zaprosimy. Miejmy nadzieje, ze Ci 'ktosiowie' zechca nas odwiedzac :)<br />+ 'Polution- revolution': czyli zmiana poziomu zanieszczyszczenia. Jak popatrzec na mape czystego powietrza w tym kraju, to Londyn jest zaznaczony alarmujacym kolorem czerwonym, gdy zas Szkocja pieknym zielonym. Od zieleni wiosennej trawy, po ciemna zielen lipcowych lisci drzew. Bedzie mozna w koncu odetchnac swiezym powietrzem..i nie wierze, ze nie wplynie to lepiej na nasze zdrowie, ktore czasem po pracy przypina nas niewidzialnymi pasami do sofy, bo na nic innego nie mamy sil. A zatem- gleboki oddech!<br />+Zdrowie po raz kolejny. I jesli chodzi o ten aspekt zycia- kazdy potrafi byc egoistyczny, jesli chodzi o wlasne zdrowie. Krotko: Szkocja oferuje recepty na bezglutenowe produkty, bezplatnie. To nie sa tony jedzenia, ale jednak jakies 15 chlebow na miesiac. Ten, kto uwaza, ze to blahy powod, niech idzie do najblizszego sklepu w Uk kupic jeden bochenek chleba. Finito.<br />+ Social life. No tak, nie jestem jakos specjalnie zasypywana przyjaciolmi, nigdy nie bylam taka osoba. Mam garstke znajomych, w Londynie mala garstke. Jest wlasciwie jedna osoba, z ktora 'mozna konie krasc', mam do niej zaufanie i spotykam sie z nia czesto. Ale nie zostawie za soba kilkunastu osob, za ktorymi bede plakac. Poza tym- od Londynu do Edynburga jest 4-5 godzin jazdy pociagiem, z pieknymi widokami przy okazji. Zawsze mozna sie odwiedzac :) Wiem, ze w Szkocji czekaja na mnie dwie 'psiólki', za ktorymi tesknie. Przezylysmy razem wiele. Bedzie mozna powspominac.<br />+ Zaoferowano mi prace, finansowo te same warunki, rowniez prywatne przedszkole, po weekendzie bede wiedziec wiecej.<br />MINUSY (ktore tylko wypisze, zeby nie uzalac sie nad soba przedwczesnie ;) )<br />- Pogoda, zwlaszcza wiatr, ktorego nie znosze, ach...<br />- Ponoc jest tam duzo myszy, choc po szczurach w Londynie te wydaja sie jakos mniej straszne..<br />- Szkocki akcent, ktory podczas poprzedniego pobytu bardzo mi przeszkadzal. Ale Edynburg jest w granicach przyzwoitosci. Zaznalam juz rozmowy kwalifikacyjne na skype ze Szkotem z Edi, niemal nie zauwazylam roznicy ;)<br />- Loty samolotem do Krakowa, zamiast prosto do Rzeszowa..<br />
<br />Tak to sie mniej wiecej prezentuje. Ta notka brzmi bardzo oficjalnie, po prostu wypisuje, co u mnie, bez polotu, bo taki mam teraz czas. Ciezko z romantycznym rozpisywaniem sie, czego oczekuje, co mnie czeka, jakie mam obawy. Wszystko to we mnie jest, ale w calym tym metliku pisania koncoworocznych raportow do przedszkola, przegladania mieszkan, dzielnic Edynburga, sprawdzania opcji dojazdu, map, dawania wypowiedzen po prostu wszystko sie zmywa w jedno-chaos. Jedyna rzecz poza tym wszystkim, jaka zaczelam robic to tzw. kolorwanki dla doroslych. Bez podtekstow seksualnych. To po prostu bardziej skomplikowane kolorowanki z roznymi wzorami, moje z wzorami vintage, ktore potrafia oderwac od rzeczywistosci, zrelaksowac, a po eksperymentowaniu kolorami, jesli cos ladnego z tego wyjdzie, mozna oprawic i powiesic na scianie :)<br /><br />Inna, malo prozaiczna ciekawostka dotyczy wyzwania. Od 2go do 12go czerwca biore udzial w wyzwaniu, ktore pozwala mi przez te dni wszystkie plyny, ktore pije w ciagu dnia zastepowac woda. Ot tak, zeby zobaczyc, jakie mam przyzwyczajenia, ktore zapewne sa uzaleznieniami (tak, jak czarna herbata z cytryna co rano), ale tez zeby oczyscic organizm. Podejrzewam, ze 13go czerwca, po wypiciu czarnej herbaty bede miec objawy przedawkowania z domieszka euforii ;)<br /><br />Po dniu pisania raportow, ktore dziekowac niebu i gwiazdom-skonczylam, po przeszukiwaniu ofert mieszkan, nalezy mi sie odrobina odlotu i komfortu dla moich 'kupek' smakowych. A zatem- lody waniliowe z czekoladowym sufletem na cieplo. Zeby nie zapomniec, ze oprocz prozaicznego zycia, los ma czasem barwy kolorwanek vintage i smak waniliowo-czekoladowego deseru.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-39000772813510166482015-02-24T14:57:00.000-08:002015-02-24T14:57:09.719-08:00Relacje<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0Me8DnG-xmJvXDQEsb2lLqML37d3jkTgrqIAOEZLNwCFEFZZCaCZtIjxO3iQCYp8tqlkk4Am3y83PiKjRuxjbLhj-52IcFQkvGlhBhbJtF7tEGhSlV3dJezqU_hVdL4TkH-ljMpVXCi0a/s1600/POLANNA.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0Me8DnG-xmJvXDQEsb2lLqML37d3jkTgrqIAOEZLNwCFEFZZCaCZtIjxO3iQCYp8tqlkk4Am3y83PiKjRuxjbLhj-52IcFQkvGlhBhbJtF7tEGhSlV3dJezqU_hVdL4TkH-ljMpVXCi0a/s1600/POLANNA.jpg" height="154" width="320" /></a></div>
Nic innego nie mogloby mnie sklonic do tego, by wyruszyc w kierunku polnocnego Londynu. Jedynie cos magicznego. Jedynie cos, co do czego bylam pewna, ze bedzie wspaniale. I bylo. Union Chapel na Highbury & Islington to cudowne miejsce na perfekcyjne wykonania, bo gdy jest czysto i magicznie w muzyce, pozostaje dobrac piekna akustyke.No i grali tam tacy wspaniali, jak Bjork, Sting, czy Florence. Zdarzylo mi sie kiedys byc w innym kosciele na koncercie Stanislawa Soyki. Miejsca swiete maja swoja religijna magie, ale tez jesli tylko dysponuje odpowiednim sklepieniem, podaruje sluchaczowi niezapomniane wrazenia.<br />No i ta pani Ania...i wierni jej muzycy: Robert Kubiszyn, Marek Napiorkowski, magiczny i 'multiuzdolniony' Pedro Nazaruk. Do tego Pawel Dobrowolski nadajacy rytm i klimat 'przeszkadzajkami'. Ach! Na sama mysl przed koncertem mialam ciarki. Ale po kolei.<br />Pierwszym zaskoczeniem byla kolejka, ktora dostrzeglismy na miejscu. Byla ogromna, nie spodziewalam sie, ze przyjdzie tyle osob. A drugie zaskoczenie dotyczylo tego, jakie to osoby. Niestety w 'obcym kraju' na polskie koncerty zespolow 'pospolitych', ktore zreszta uwielbiam (np. Hey czy Kult) przychodzi inne towarzystwo. Przewaznie pijane, chcace sie pobawic po polsku osobniki obojga plci. 'Nothing personal'-rzeklabym, ale mimo wszystko czasami takie koncerty pokazuje prawdziwe oblicze Polakow i mimo szczerych checi dojrzenia podobienstwa do innych nacji w kwesti kultury rozrywki- niestety tego nie dostrzegam. Tak czy siak, stojac w 'kulturalnej kolejce', w ktorej to nie uslyszalam ani jednej 'kurwy', przygotowywalismy sie z A. duchowo. Juz po samym wejsciu pomyslalam: 'wow, to miejsce jest bombowe!'. Klimatyczne oswietlenie, zapach kosciola (zupelnie nie wiem, co w nim jest ale jakos kojarzy mi sie glebokimi rzeczami).<br />Miejsca delikatnie z tylu, ale za to doskonale bylo widac i slychac wszystkich muzykow. Miejsca siedzace, wiec po calym tygodniu pracy plus delikatnym kacyku idealne. Na wstepie poinformowano, ze obowiazuje zakaz robienia zdjec i nagrywania filmow. 'Niefajnie'-pomyslalam, ale byla tego pozytywna strona: skupienie publiki i relacje z muzykami byly bezcenne do doswiadczenia. Nikt nie swiecil telefonami, kamerami, iphonami i innymi wynalazkami. Po prostu widownia przezywala koncert- that's it!<br />'Cichy zapada mrok' jako pierwszy. Ta piosenka rozmiekcza mi kolana, pomimo, ze siedzialam. Podparlam podbrodek dlonmi i sluchalam tej magicznej czystosci. Tylko pani Ania na malym syntezatorze i Kubiszyn na basie. Jednym slowem: ABRACADABRA!<br />Potem kolejne utwory, ktorych kolejno nie bede opisywac. Wirtuozeria i lekkosc. Mnostwo improwizacji, co jest dla mnie szalenie istotne na koncertach. To inna podroz, inny tunel wrazen. Kazdy z muzykow mial szanse pokazac, jak te muzyke w tamtej chwili czul. Byly male syntezatorki, a nawet i niewdziecznie nazwany suka szarpany strunowy, ktorym wladal Nazaruk, z tego co bylo wiadomo-po ketanolu i antybiotyku ;) To co on i pani Ania wyrabiali z glosem bylo nie do pojecia. Tak nieskazitelne skakanie po dzwiekach strun glosowych jest dla mnie niczym wladanie czarami. Przez uszy te dzwieki dostawaly sie gdzies gleboko i przenikaly przez cialo do ducha. Niektore ozywialy, niektore kolysaly i koily, jak gdyby wiedzialy, ze tego mi bylo trzeba.<br />A repertuar? Nic nie moglo bardzie trafic w polskie serca kolatajace londynskim olowiem niz 'Polanna'. To podroz ludowa, poetycka i polska. Piszczalki, kontrabas,akordeon, drewniane przeszkadzajki w polaczeniu z jazzowym folkiem melodii to cos, co pozwolilo powrocic do Polski niejednej osobie na sali. Niektore momenty klujace w oczy szklily wspomnienia o letniej lace, bzyczacych sadach i szumiacych lasach. Tak po prostu, ten zespol byl w stanie to zrobic. Absurdalnie przyjemne podroze w miejscu i czasie. Chcialo sie zalowac, ze kiedykolwiek ujrzalo sie Londyn. Z calym szacunkiem, ale pola i laki wiosna i latem w Polsce nie rownaja sie z niczym innym. I ten beztroski zapach. Tak kojacy, ze moznaby z wdechem wciagnac plasajace sie po niebiesiach chmurki. Ach...<br />Jedynym zarzutem wobec koncertu, a wlasciwie wobec losu..jest pytanie- dlaczego ten cudowny kwiecisty kraj nie dal mi nigdy szansy uczestniczyc w takim koncercie w Polsce, bym wlasnie tam mogla dzien pozniej wciaz podspiewywac poznane melodie? Jak widac, nie takie miedzy nami relacje..sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-998288882515041482015-01-22T15:01:00.001-08:002015-01-22T15:01:36.723-08:00Keep silence and do not ask<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0HOUDoAJNKn_HU6rYnAffF0ogt2791p1lcc2oR-QnB1M-lr7Z_SJ5Emfb4NJm0-msmvtzIIPeIGAENHcn-TIx5DKrfGGRUwt4RI61jDlkpb4AUgJ9KZI7BDdWSC4ZD8UtO5OAkbYtw0rR/s1600/mozdz.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi0HOUDoAJNKn_HU6rYnAffF0ogt2791p1lcc2oR-QnB1M-lr7Z_SJ5Emfb4NJm0-msmvtzIIPeIGAENHcn-TIx5DKrfGGRUwt4RI61jDlkpb4AUgJ9KZI7BDdWSC4ZD8UtO5OAkbYtw0rR/s1600/mozdz.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Mozdzer, Danielson- '<span style="color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 0.9em; letter-spacing: -0.03em;">Eja Mitt Hjärta'</span></div>
<span style="color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 0.9em; letter-spacing: -0.03em;"><br /></span>
<span style="color: #222222; font-family: arial, sans-serif; font-size: 0.9em; letter-spacing: -0.03em;"><br /></span>
Zasluchalam sie. Po raz pierwszy od bardzo dawna. Moze to 'wina wina', moze opadajacego stresu z dzisiejszego dnia, moze tez czwartkowe przesilenie...ale zapewne wszystko razem. Samotnosc czasami pomaga zrozumiec samego siebie i to, czego sie od siebie oczekuje, czego samemu sobie brakuje, czym spowodowane jest zimowe przygnebienie. Wiolonczela i fortepian to jednak genialne polaczenie. Nie mam co do tego najmniejszych watpliwosci. Mam natomiast mnostwo dotyczacych mojej osoby. Oceny tego, co jest dla mnie samej najlepsze. Przychodze z pracy tak oddzielona od naturalnego spokoju, ze chce czasem zakopac sie pod ziemie, niczym kret i nie wychodzic stamtad, dopoki swiat nie zmieni swojego nastawienia. Nie jestem Charlie, nie jestem rozesmiana, niczym prosie w deszcz. Nie jestem pozytywnie nastawiona, raczej realnie patrze na horyzont swiata. Kolory moge sobie dorysowac wyobraznia. Nie jestem na twiterze, nie jestem na instagramie- wystarczy mi poki co fb. Nie jestem za prawica, ani za lewica. Nie jestem niegrzeczna, ale bywam sarkastyczna. I czasami zastanawiam sie, gdzie ja w ogole jestem.. Krzyczy we mnie reka, noga, kurtka, rekawiczka: 'nie doykaj mnie!'- w autobusie, na chodniku, w sklepie, na przystanku. 'Daj mi troche przestrzeni!'. Gdyby tylko moje czesci garderoby mogly mowic.. Zapewne znalazlam sie w miejscu, ktore daje mnostwo odwagi- brak tu unikatowosci...ale to tez miejsce pospolitej ignorancji nawet tego, co powinno szokowac w tak ogromnym tlumie. Cale starania dziwacznosci na nic! Wszystko splynie jak po kaczce. W miejscu, w ktorym rano na chodnikach widze plamy po splunieciach. Widze wystawione meble, z ktorych w biednych krajach niejeden wybudowalby sobie dom. Widze ludzi, tepy wzrok, zarazki. Widze smrod, pyl i proch, ktory wydmuchuje codziennie z nosa, blokuje mi oddech, niegdys pelny, a teraz jest go jakby przez pol. Ale przeciez mamy paracetamol..<br />Zasluchana, wrazliwym dzwiekiem staram sie zagluszyc ped, ktorego nikt juz nie zatrzyma. Ogluszyc zbyt wrazliwa nature, ktora znalazla sie posrod betonowych westchnien miasta, ktore dyszy od przepychu, lapie oddech zamurowanymi w chodnikach brzozami.<br />Najgorsza decyzja jaka mozna podjac to taka, ktora pokazuje Ci, ze moze byc inaczej. Nawet jesli las jest w srodku miasta. Jeden aspekt, ktory Cie drazni-moze zniknac. Ale zawsze w zamian pojawia sie sto innych. Tysiac dodatkowych pytan i milion mozliwosci, dzwiekow, opcji, bodzcow, ostrzezen, zakazow i wzorcow.<br />Nie pytaj. Zachowaj cisze. Nie brnij, jak slepiec, ktory szuka wzniesien i krawedzi. Bezruch jest potrzebny. Przestrzen i wytchnienie. Tak jak Mozdzer, Danielson i butelka wina.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-83382114381500656952014-12-20T15:35:00.001-08:002014-12-20T15:35:08.898-08:00normal?<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrlph9iu3G7EUAf8mHYYnyOUvawtoyU2pCHoTf8rjPJeeAxp5AA4NVdfBFsRmct3bU7ZuKxnBeycFNfWSfMWlJZW-bIkxWDJSNjScejpjVHP7LkCa0kBQigczAl41oW5ZaLDPLvEwqvE6J/s1600/doll.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhrlph9iu3G7EUAf8mHYYnyOUvawtoyU2pCHoTf8rjPJeeAxp5AA4NVdfBFsRmct3bU7ZuKxnBeycFNfWSfMWlJZW-bIkxWDJSNjScejpjVHP7LkCa0kBQigczAl41oW5ZaLDPLvEwqvE6J/s1600/doll.jpg" height="186" width="320" /></a></div>
Kazdy z nas moze ktoregos ranka obudzic sie z kontrastem w glowie, ktory odwroci do gory nogami nasza percepcje. Odwroci nasze postrzeganie realnego swiata i to, co normalne moze stac sie nienormalne- i na odwrot. To, co wszyscy uwazaja za potrzebne, prozaiczne, socjalne, niezbedne do zycia okaze sie wrecz dodatkiem lub w ogóle niczym. A moze niektorzy juz to czasem odczuwaja. Socjalna potrzeba odpowiadania na tysiace pytan, typu: 'Jak sie masz?' , 'Jak sie czujesz?' wydaje sie blednac lub czasem po prostu znika. Ale czy to musi byc nazywane odchyleniem od normy? Czy wszyscy musimy sie uwielbiac, przytulac, rozmawiac ze soba az do utraty glosu? Czy nie mozna sobie pozwolic czasem na odrobine samotnosci, ze samym soba, z myslami, uczuciami? To jest czasem potrzebne, zeby poznac siebie. Swiat sie rozrasta, a polaczen miedzy ludzmi jesto coraz mniej. I to moze wlasnie dlatego, ze biegniemy niczym owce, slepo, za ikonami, rutyna i regulami. Globalizujemy. Nie ma czasu w tym pedzie przystanac samemu, zastanowic sie, czego chcemy, co czujemy, a juz wokol, w ciagu minuty pojawia sie grupa ludzi, ktora o to wlasnie pyta. W odpowiedzi dostaje jakas odpowiedz pomieszana z zadyszka owczego pedu. I czy fakt, ze te osoby zadaja pytania, powoduje, ze powstaja polaczenia? Nie sadze. Gdzies pomiedzy milczeniem, a jednym slowem tkwi tajemnica. Cisze trzeba wywazyc, a slowa dobrac. Nawet jesli tak ciszy, jak i slow bedzie polowa.<br /><br />Nikt nie powinien byc samotny, ale na samotnosc kazdy powinien sobie pozwolic. Ale nie taka przy komputerze, radiu, telewizorze. Kazdy z nas na pewno natknal sie na taki moment, kiedy 'musi' cos wlaczyc, tv lub cokolwiek, sprawdzic fb, twitter, czy instagram,bo nie wie co ma zrobic z tymi 2 minutami ciszy z samym soba. Bo ta cisza nam przeszkadza, uwiera nas. To zle. Testuje to na sobie ostatnio. Po pierwsze, robie jedna rzecz, czyli do czytania nie musi byc juz radio. Do sluchania muzyki nic innego. To trudne. Ale to pozwala odpoczac. Lub po pracy, pozwolic sobie na 5 minut polezenia na kanapie lub lozku w totalnej ciszy, by zastanowic sie, na co mam sile, na co nie. Co czuje, a czego nie. Co dzis mnie spotkalo (dobrego/zlego), a co nie. To dobre. I w takim blogim momencie nie chce niczego wiecej.<br /><br />Nie twierdze, ze kiedy czasem wracam do domu nie potrzebuje sie po prostu przytulic. Bliskosc jest dobra. Ale czasem trzeba zawiesic zaslone. Pobyc samemu z myslami. To zdrowe, wg mnie. To nie odgradzanie sie. To uczenie sie szacunku do prywatnosci uczuc. To szanowanie czyjejs duszy. Oczywiscie wszystko to powinno byc wywazone, za pomoca przemyslanych rozmow, bez zadyszki.<br /><br />Wlasnie obejrzalam cudowny film. O czlowieku, ktory uwazany byl za dziwnego. Znalazl sposob na radzenie sobie z rzeczywistoscia, ktory dla wszystkich wokol byl jeszcze bardziej dziwny. Ale on byl przez ten czas szczesliwy, otwarty, w zgodzie sam ze soba. Nie wszystko to, co swiat 'kaze' nam przyswoic jest dla nas dobre. Jest tyle roznic, ile ludzi na tej planecie. Trzeba sie otworzyc na czyjes roznice, a jednoczesnie pozwolic komus sie z nimi czasem zamykac.<br /><br />Polecam ten film: ' Milosc Larsa' (Lars and his real Girlfriend). Szanuje baaardzo Ryana Goslinga za wiele rol, za te chyba najbardziej poki co. Nie dlatego, ze The Time, People, czy inne pismaki uznaly go za ciacho lat 1999- 2016...tylko dlatego, ze zawsze gra w filmach, ktore cos do mnie (pewnie i do wielu) mowia. Jest swietnym aktorem wczuwajacym sie w role. Poza tym robi fajna muze z zespolem Dead Man's Bones.<br /><br />Ktokolwiek doswiadczyl kiedys uczucia przeplatanego pytaniem: Czy to jest normalne? niech obejrzy ten film.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-29815579276882401402014-12-16T13:10:00.000-08:002014-12-16T13:17:30.926-08:00About<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-EWKQ1qKFNvXkbsMU-tlGTG-MgCftU0fzil4NO0AOqmwKCPytkDslNfgiHXpKzkXnMuG7YngUMbeotFy9WT6EujnQ7OCTDAGfe_rfID9j_-deIyD0Zdle3-i2HADC0PNF4NIaxZjD42gC/s1600/pw.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-EWKQ1qKFNvXkbsMU-tlGTG-MgCftU0fzil4NO0AOqmwKCPytkDslNfgiHXpKzkXnMuG7YngUMbeotFy9WT6EujnQ7OCTDAGfe_rfID9j_-deIyD0Zdle3-i2HADC0PNF4NIaxZjD42gC/s1600/pw.jpg" height="226" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
INTRO<br />
<br />
W koncu jakakolwiek dawka energii po godzinie 20, ktora pozwala mi na otwarcie strony z blogiem i napisanie czegos, co zapewne od dawna wierci mi dziury w mozgu, ale najzwyczajniej w swiecie nie mam czasu i sily, by o tym napisac.<br />
Myslalam, zeby napisac podsumowanie roku, ale nie chce generalizowac. Nie chce tez oceniac, czy byl pozytywny, czy neagtywny. Ten rok byl prawdziwy, zdarzyl sie. Lepiej nie wplatywac sie w ocenianie, co osiagnelam, czego nie. Niech takie kalkulacje robi za mnie facebook, na podstawie moich zdjec ;)<br />
Zaczne czesc wlasciwa.<br />
<br />
POSSESSION-OBSESSION, czyli o posiadaniu.<br />
<br />
Codziennie widze dzieci bawiace sie zabawkami, ktore nie odstepuja od swoich ulubionych na krok. Niektore zwykly siadac na nie, niczym kwoka, zeby tylko zachowac je dla siebie. To nic, ze zadne inne dziecko obok nich sie juz nie bawi. Najwazniejsze, ze 'JA MAM'. Przeraza mnie to.To samo zdarza sie, gdy musza isc do toalety i skacza na jednej nodze, bo pecherz juz prawie nie wytrzymuja, ale one uparcie twierdza, ze nie musza isc do toalety. Boja sie zostawic zabawki, o ktos moze zaczac sie nimi bawic. Takich sytuacji jest mnóstwo, dodatkowo walka o jednego z 10 niedzwiedzi, tygrysów, czy innych stworzen, ktore w naszej klasie sa z plastiku, choc czasem zastanawiam sie, czy nie ma prawdziwych zwierzat.<br />
Cala ta obsesja posiadania jest wciaz wokol mnie. Codziennie mijam dziesiatki takich ludzi, rozmawiam z nimi, bo sa rodzicami dzieci, ktorych ucze. Ucze je szacunku do siebie i brania pod uwage tego, co wazniejsze, niz plastikowa zabawka. Ale to rodzice sa wzorem, 'perfekcyjnym' przykladem. Dzieci beda zawsze nasladowac swoich rodzicow. Pojecie 'jak krew w piach' moze okazac sie prawda za kilka lat.<br />
A jak jest ze mna? Po co tu jestem? Dlaczego zyje z dala od bliskich? Czy to tylko z checi posiadania? Nie mam wiele, nie ogarnia mnie szal zakupow, wrecz mnie denerwuje i meczy dlugie chodzenie po galeriach handlowych, zaczynam nie tolerowac ludzi. Jedyny plus takich galerii to taki, ze na mnie nie wieje, nie pada, ubikacje sa w poblizu i za darmo i wlasciwie wiele rzeczy jest pod reka. Od sklepu ze zdrowa zywnoscia, po sklep papierniczy. Nie mam wiele, nie kolekcjonuje rzeczy. Kupuje je wtedy, gdy sa mi potrzebne. Nie lubie rzeczy zbednych. Przez te lata spedzone w obcym kraju zrozumialam, dlaczego latwiej tu zyc. Idac po skarpetki do sklepu nie musze jakos bardzo sprawdzac stanu konta. Jesli moje skarpetki sa na wyczerpaniu, to po prostu kupuje 3 pary lub wiecej. I juz. To glupi przyklad skarpetek, ale obrazuje, jak bardzo rozni sie tu wydawanie pieniedzy. Przez niektorych oczywiscie, bezcelowo i bez przemyslenia. Ale nie uwazam sie za osobe, ktora trwoni pieniadze bezcelowo. Moze przyjdzie taki dzien, kiedy powiem: 'mam wystarczajaco pieniedzy, by miec dziecko, zapewnic mu bezpieczny byt, dom, a nie materac lub lozko w malej kawalerce'. Moze przyjdzie taki dzien, kiedy powiem: ' Z pewnoscia nie zaluje przyjazdu tutaj, ze wzgledu na poprawe bytu'. Moze. Bo jeszcze nie wiem, czy wyjazd poprawil moje warunki materialno- bytowe, czy tez wzbogacil mnie duchowo. Moze jedno i drugie. Narazie wiem tylko, ze przeciez kazdy potrzebuje skarpetek.<br />
<br />
POWROTY DO PRZYSZLOSCI<br />
<br />
Rozmowy o przyszlosci ostatnio walaja mi sie po dywanie niczym zabawki, ktorymi juz wszyscy sie wybawili do reszty. 'Co zrobic, gdy stanie sie to, a moze zrobic cos innego? Zostac? Wracac? Jak to rozwiazac? Gdzie bedzie nam lepiej? Ale z drugiej strony moze jednak..?' Czy w mozgu i wnetrzu czlowieka kiedys konczy sie miejsce i cierpliwosc, na zadawanie takich pytan? A moze juz sie skonczylo, tylko to 'parcie spoleczne' tak na nas dziala? Facebook, ciaze, dzieci, malzenstwa, samochody, rozwody, romanse, statusy w zwiazku, ble ble ble...Widzimy to wszystko i z tego wszystkiego az sam mi sie brzuch wydyma, bo byc moze moje cialo poddaje sie i samo robi sie 'w ciazy'..? W pracy tyle dziewczyn jest w ciazy, ze wlasciwie nie ma innego tematu przy stole. Buciki, diety, wymioty, chlopiec czy dziewczynka, kwas foliowy...I wtedy sama nie wiem, czy to ja jestem do tylu i po prostu powinnam sie 'dopasowac', czy szukac miejsca, gdzie moze ktos biegnie w zyciu podobnym rytmem i ma ochote porozmawiac o wyborach samorzadowych, osiaganiu katharsis, czy chocby o nieszczesnej pogodzie.<br />
Wciaz zartujemy z Bunnym, ze moze juz czas na tzw. Benefitka..ale to jeszcze nie my. Wszystko po kolei. On mysli o studiach, to wiazaloby sie z kolejnych 2 latach w Szkocji, ale wiem, ze to byloby cos naprawde dobrego dla niego, w sensie rozwoju zawodowego. Przezylam juz Szkocje, wiec nie takie rzeczy moge przezyc. Tylko co dalej..Czy pewne rzeczy, zdarzenia zycia doroslego po prostu sie pojawiaja, czy ludzie je planuja dniami, miesiacami, latami..? Jak dlugo trzeba robic 'powroty do przyszlosci'? Czy w ogole trzeba? Przeciez ona i tak sie zdarzy, jakakolwiek by nie byla.<br />
<br />
ZANIKI MÓZDZKU<br />
<br />
Niestety chorobsko Hashimoto czasem daje sie we znaki. Ostatnio czytalam artykul na temat tej przypadlosci. Nie dosc, ze celiakia powoduje braki niektorych witamin, co na pewno nie pomaga w koncentracji, to jeszcze ta egzotycznie brzmiaca bestia niemal wyzera mozg! Denerwuje mnie to, ze niemal 2 razy bardziej musze wytezac zmysly, by na czyms sie skupic, by cos zapamietac, by sie czegos nowego nauczyc. Zdarza sie, ze spie 10-14 godzin...Padam jak mucha. Trzymam sie diety, a tu cos innego zamazuje mi pamiec, kotluje mi czarne chmury przed oczami, zatrzymuje mnie przed pojsciem w jakies miejsce, bo zapominam o celu wyjscia. Nie chce mamrotac jak babuszka, ale czasem tak sie czuje. Brakuje mi troche energii, ktora kiedys mi towarzyszyla. On zawsze byla gdzies w srodku i wychodzila niespodziewanie, kiedy juz prawie siadalam, by odpoczac. Od wczesnego dziecinstwa, kiedy to szybko uczylam sie pisac, czytac, grac na skrzypcach. I to nieszczesne niechciejstwo, ktore doprowadza mnie zgubnym szlakiem prosto na sofe, ktora wydaje sie byc centrum dowodzenia antykreatywnego. A teraz jeszcze zlewaja mi sie literki, wiec musze zalozyc okulary by kontunuowac. Ale zaraz, zaraz...gdzie ja...okulary zostaliwam...?<br />
<br />
OUTRO (EXIT)<br />
<br />
Zawsze jest jakies wyjscie- to chyba najlepsze zyczenia, jakie moge dedykowac wszystkim. Trzeba tylko czytac znaki- tego nauczylo mnie londynskie metro. A czego moge zyczyc sobie..? Natchnienia- w kazdej postaci: sily, oczyszczenia, spokoju ducha, wyobrazni, wrazliwosci i delikatnosci. To wszystko dla mnie jest natchnieniem. Ono zawsze we mnie pozostanie, budzi sie razem ze mna kazdego ranka, moglabym nawet rzec, ze spi razem ze mna, nadajac moim snom wiele barw, czasami niepotrzebnych, bo moje chore sny czasami przerazaja nawet dlugo po przebudzeniu (ktoz bowiem sni o tym, ze oglada nagranie, na ktorym owej spiacej osobie w stanie oduzenia wycinano kawalek mozgu, jelit, ktorymi oblozono go wokol calego ciala, i jednoczesnie gwalcono...? Wiem...SICK!)<br />
Anyway... Konczy sie rok pelen wrazen, zmian, przygod i zwyczajnych przezyc. konczy sie rok, ktory z perspektywy czasu uciekl tak szybko, choc w trakcie wydawalo sie, ze bedzie trwac wiecznie. Jego pozytywnym zakonczeniem bedzie urlop, zdecydowanie zasluzony. Najpierw swieta w Polsce, potem sylwester z Bunnym, Dori, rodzinka i znajomymi w Wiedniu. Ach swiecie, pisalam kiedys, ze nie zalugujesz na wiosne. Ale swieta to czas przebaczania. Niech ten rok skonczy sie spokojnie przyniesie Ci nadzieje na uteskniona szybka wiosne!<br />
<br />
PS: Jesli sa jakies bledy-wybaczcie..Gdzie ja, u licha, podzialam te okulary..?!<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-61516591649355150342014-09-28T16:08:00.001-07:002014-09-28T16:14:06.013-07:00Pomieszczenia, przemieszczenia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQfrqYZ_Fvsd9XmjPZwcwvOsPi5MYoQ1l277G_QwNhlyn_RUAY5u2MWPG6eWCojh7A1g7zD261bIn_a7mpXt1djWfE35_CB6rIg7Avq9Di4NLZ5SgrRMV3tNp1xXiRxK6W9qHiumQQtyWj/s1600/stara+walizka.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhQfrqYZ_Fvsd9XmjPZwcwvOsPi5MYoQ1l277G_QwNhlyn_RUAY5u2MWPG6eWCojh7A1g7zD261bIn_a7mpXt1djWfE35_CB6rIg7Avq9Di4NLZ5SgrRMV3tNp1xXiRxK6W9qHiumQQtyWj/s1600/stara+walizka.JPG" height="239" width="320" /></a></div>
Bedzie krotko, bo ciezko tu zagladac, kiedy w zyciu znowu tyle sie dzieje. A dzieje sie zdecydowanie za duzo.<br />
<br />
1. Co mozna Polakowi?<br />
<br />
Juz nieduzo czasu zostalo do przeprowadzki. Tak, kolejnej. Po przygodach z agencja, ktora nie placi podatku i mamy na karku komornikow przyszla pora na zakonczenie z nimi wspolpracy, o ile tak to mozna nazwac. Znalezlismy fajne 'studio flat'- czyli dosc przestronny pokoj, WLASNA kuchnia i WLASNA lazienka, czym ekscytuje sie chyba najbardziej, po przygodach z brudem, zalegajacymi smieciami, kolejkami do lazienki czy tez tlokiem w kuchni, akurat wtedy, kiedy jest sie najbardziej glodnym. Ale nie bede tez tesknic za sasiadami, zwlaszcza jednymi. Sprowadzili sie niedawno, Polacy, napisalabym raczej z malej litery i zatytulowala 'polaki-cebulaki'. Sa glosni, klna jak szewc, dzieci nie spia czasem do polnocy. Nie zwazaja na sasiadow, a jak organizuja sobie grilla- zdenerwowanie wszystkich wokol siega zenitu. Jest tu kilka angielskich imprezowiczow, ale o godzinie 23-24 oni sie uciszaja. Respektuja fakt, ze moze nie kazdy w ten dzien moze sobie pozwolic na taniec z butelka i kielbasa. Ale 'polaki cebulaki' nie. Jest zatem sobota, 23. Glosno, wrzaski, Radio PRL z polska muzyka i Beata Kozidrak, ktora w ten wieczor irytuje mnie jeszcze bardziej niz zwykle. 23;30....24. Bylismy zmeczeni, szukaniem mieszkania, mielismy intensywny dzien, Bunny ma na poranna zmiane do pracy. Ubiera bluze z kapturem i schodzi na dol, pod sam murek, ktory dzieli nasz blok z ich domkiem i krzyczy po angielsku, czy mogliby sie uciszyc. Ale tak agresywnym i poniesionym glosem, ze gdybym nie wiedziala, ze on tam poszedl, to bym go w zyciu nie poznala. Polacy oczywiscie 'ok, ok, sorry', co niestety nie zalicza ich w moim mniemaniu do tych, ktorzy wladaja angielskim (jak to mozliwe, ze stac ich na ten dom w sercu Putney..?!). Przyszedl Bunny, polozylismy sie, chodz wkurzeni do granic czerwonosci. Sasiedzi znowu-impreza, debata, ze przeciez nikt nie moze wezwac policji. 'Zadyma musi byc!'- slychac glosy nawalonych cebulakow,.Zeby nie przedluzac, sytuacja rozwiazala sie tak: dodzwonilismy sie na policje i na 'noisy line'. W tym kraju policja nie jest w stanie nic zrobic, jesli chodzi o glosnych sasiadow. Ci drudzy przyjechali ok 2 w nocy, kiedy to wciaz impreza trwala na calego i sasiedzi z bloku po prostu wychylali sie z okien i krzyczeli 'shut up!'. Potwierdzili, ze faktycznie - jest glosno i poszli ich uciszyc. Cebulaki wylaczyli swiatla na ogrodzie i swojego 'boom boxa'. Wciaz debatowali, chyba do rana, kiedy to wspollokatorka wstawala ok 5 nad ranem do pracy. 'Noisy line' dzwonili do nas na dzien nastepny zapewniajac, ze wysla do nich pismo. Policja rowniez dzwonila, bo co mogli zrobic. Prosili o kontakt, jesli to sie powtorzy. Zasnelismy tamtej nocy pewnie po 3, padajac ze zmeczenia i chyba ze wstydu. Bo nie ma sie czym chwalic..'Polaki-Rodaki-Pijaki-Cebulaki'. I nie bedzie tez za czym tesknic.<br />
<br />
2. Co mozna na balkonie?<br />
<br />
Wyobrazcie sobie, ze nastepnego dnia, po nieprzespanej nocy znajduje po poludniu kartke na podlodze. Ktos wsunal ja przez skrzynke na listy. Ma pieczatke budynku. A tresc brzmiala tak: Drodzy lokatorzy, reprezentuje managment budynku, wg ktorego jedna z zasad jest zakaz wieszania prania na balkonie. Valerie (wlascicielka mieszkania powinna Wam o tym wspominac). Z pozdrowieniami, jakastam Wiesia Malinowska. Czy Wy to rozumiecie..? Dlaczego nie moge wieszac prania na balkonie? Bo to zle wyglada? Jest czyste, z zalozenia, wyciagam je z pralki. Odpisalam, ze nie mamy tego w kontrakcie (!) i przykleilam na polce, zaraz przy wejsciu na klatke schodowa, zeby kazdy mogl widziec te absurdalna listowna 'konwersacje' na temat prania. Za tymi zasadami rowniez tesknic nie bede.<br />
<br />
3. Zamieszanie.<br />
<br />
Ten tydzien wlasnie bedzie zamieszaniem. Pakowanie, do ktorego nigdy nie przywykne, noszenie, przewozenie, ogarnianie nowego mieszkania. Przyjazd brata w czwartek w nocy, piatek do pracy, pozna- a wiec ta gorsza- zmiana. Sobota- wylot do Polski! tylko na tydzien, ale ciesze sie jak dziecko i mam ochote schowac sie w ktoryms z parkow, w jesiennych lisciach i tam sobie poodpoczywac. Zupelnie nie myslac o obowiazkach. Zanuzajac sie mglistym juz sloncu i pajeczynach, ktorych na jesien jest tyle, co trosk o zime.<br />
Jedyna rzecz jaka musze chyba zrobic, jest wizyta u okulisty, bo zaczynam troche gorzej widziec-jakbym malo miala w szpitalnej kartotece. Mruze oczy, lzawia, pieka. Moze niedlugo bede patrzec na swiat przez okulary. Moze zobacze cos, co zapewni mnie, ze jakos da sie przetrwac zime. Moze zobacze lepiej malutkie, ale jak wazne detale, na ktore do tej pory przymykalam oczy..<br />
<br />
PS: jesli sa-wybaczcie bledy..sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-66756220662068624242014-09-11T12:37:00.001-07:002014-09-11T12:37:45.858-07:00Pryzmaty<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMlFwFMMvVW6NzoWg8ZpGyneCkeAJt7Opxe_UoRymJY97eboAbXtYKLr0qMA4eU19RmZO4dUPrVxcKUpTLLnXZa1M4jiBvmDNkn0xxXBjmpB_PW3yiKkq5tCekuSx8JKDxDjN6uh92N5_i/s1600/zs.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMlFwFMMvVW6NzoWg8ZpGyneCkeAJt7Opxe_UoRymJY97eboAbXtYKLr0qMA4eU19RmZO4dUPrVxcKUpTLLnXZa1M4jiBvmDNkn0xxXBjmpB_PW3yiKkq5tCekuSx8JKDxDjN6uh92N5_i/s1600/zs.jpg" height="210" width="320" /></a></div>
Nie chcesz? Nie czytaj, nie rozmawiaj, nie słuchaj, nie pytaj, nie dociekaj.<br />Nie porównuj- wszystko na świecie jest unikalne, wyjątkowe, inne. Każdy wszechświat i bakteria. Każdy człowiek i historia. Każda myśl i postrzeganie.<br />Nie współczuj bez szczerości, nie mów, że rozumiesz, jeśli tak nie jest. Wysłuchaj- to mikroskopijna namiastka zrozumienia. Ale jeśli nie chcesz, to nie słuchaj.<br />Nic nie jest na zawsze. Każdy jest wolny i wybiera, którą drogą iść, które zapalić światło i w którym pokoju.<br />Nie zadawaj zbyt wielu pytań, gdy ktoś nie chce odpowiadać. Pozwól milczeć- pauza to też część muzyki. Bez ciszy nie ma dźwięku, a te wymuszone nie stroją, nie brzmią echem, nie zostają w duszy. Przelatują przez uszy, bez ekscytacji, bez westchnienia, bez wartości, bez natchnienia.<br />Nie oczekuj, że każdy będzie taki sam. Nie oczekuj, że każdy będzie taki jak Ty. Nie oczekuj zbyt wiele, a gdy dostaniesz zanadto, mile się zaskoczysz.<br />Nie bądź chciwy, to nie pomaga w wyborach. Wybierasz? Nie rób tego pochopnie, możesz ominąć coś pozornie małego, co może w przyszłości okazać się skarbem, ale tym Twoim, osobistym. Niekoniecznie okaże się to skarbem dla kogoś. Nie chwal się, że to skarb nad skarbami, bo dla Ciebie świecące gwiazdy, dla kogoś mogą być wygasłym karłem.<br />Znaj granice. Nic tak nie szkodzi, jak nadmiar. Miej cel, wartości, buduj z nich piramidę. Może kiedyś uda Ci się na nią wdrapać, choćby resztką sił.<br />Słyszysz oceny? Wysłuchaj ich, zgadzaj się lub nie, lecz zawsze rób to, co dyktuje Ci wolne serce i jasny umysł. Nikt nie może zniewolić Cię bardziej, niż Ty sam.<br />Każdy ocenia innych przez pryzmat swojej osoby. Czas pokazuje, którymi oczyma patrzymy na innych: oczami duszy, umysłu, czy oczami swoich paranoi.<br />Nie bądź ostateczny, takie są tylko rzeczy święte, wierz w nie lub nie, lecz bądź w tym szczery. Nie mów, nie czuj, nie wypowiadaj, nie oceniaj absolutnie. To, co przyziemne, a więc i człowiek, jest często nieistotny z perspektywy absolutu i ostateczności.<br />Nie próbuj zapomnieć, bo to niemożliwe. Ale wybaczaj, rób krok w przód. Nawet światu, który w pędzie rozwoju, który z samego założenia powinien być dobry, wpędza siebie w samozagładę.<br />Nie miej wzniosłych i wyszukanych słów za wzniosłe góry, których nie da się przeskoczyć. Zwłaszcza słów pisanych. Wyrażają uczucia, emocje, ale jako człowiek, jesteś w stanie je zrozumieć i być ich częścią, nawet, gdy Ty sam znasz ich tysiące mniej. To Twój wybór, czy chcesz wypowiadać swoje emocje oczami i sercem, czy słowami i gestem. Nie ma złych sposobów, są tylko złe skutki pochopnego zrozumienia.<br /><br />Miej na uwadze, że coś, co jest pajęczyną dla jednego, może być stalowym prętem dla drugiego. Dla jednego oddech może być podmuchem sztormu dla drugiego.<br />Nie wkładaj wszystkich owoców do jednego naczynia. To nie zespół natręctw. To świadomość, że wszystko jest indywidualne. <br /><br />Każdy ma swój witraż, swoje tło, przez które patrzy na świat. Nie krytykuj kolorów.<br />Czasem nawet niebieski kolor w innym świetle i okolicznościach wygląda dla mnie pięknie.<br />sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-12383787713635255802014-09-06T16:25:00.000-07:002014-09-06T16:25:14.723-07:00Energia<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYMVxIzIhhGc7RZy-fBuAXASbsHRks2gy0R1Gtd2DL2qkmlQEc1RMvZvA11lV8Byx9TquzDTX3zRQSNHJq42KurzN_I2IQBRxQtpUr1o_FZZvLgNGQH-6Y6EdedlgxKvRHJ496rPAJ0tDH/s1600/en.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYMVxIzIhhGc7RZy-fBuAXASbsHRks2gy0R1Gtd2DL2qkmlQEc1RMvZvA11lV8Byx9TquzDTX3zRQSNHJq42KurzN_I2IQBRxQtpUr1o_FZZvLgNGQH-6Y6EdedlgxKvRHJ496rPAJ0tDH/s1600/en.jpg" height="145" width="320" /></a></div>
Skad się bierze energia w ludzkich oczach? Skad bierze sie energia w ludziach w ogole i jak to sie dzieje, ze tworzy lancuchy zdarzen, uczuc, emocji, ktorych nie da sie zapomniec?<br />Minal 1szy tydzien w nowej klasie 'Preschool'. Nowe dzieci, nowi nauczyciele. W oczach jednej z dziewczyn, z ktora mam pracowac nie widac energii. na tyle,na ile ja widuje, choc to ona powinna wprowadzac mnie w nowa rutyne, obowiazki w sali - to jej sala- w jej oczach widuje dziwnego rodzaju plomien, ale taki wygasajacy lub taki, ktory ledwo sie tli. Slysze komentarze ' choroba', 'choroba brata', 'klopoty'. Nie mnie sie wtracac, choc to zdecydowanie ulatwiloby mi prace w nowym srodowisku. Jej brak energii powoduje jej braki u mnie, bo wyparowaly ze mnie po 3 intensywnych dniach z 12 dzieci, w tym jednym autystykiem, 8 chlopcami z mocnymi osobowosciami, ktorzy zaczynaja miec swoje zdanie. Kim ja dla nich jestem? Poki co, zapewne kims obcym. Zabieraja mi cala energie. W taki sposob, ze w piatek, dzien ostatni pierwszego koszmarnego tygodnia po przekroczeniu progu mieszkania zaczelam plakac z bezradnosci. Ale uspokoilam sie szybko, bo poprosze o zmiane sali, w ktorym znajde balans pomiedzy wydalaniem, a wchlanianiem energii.<br />W piatek zdarzylo sie cos, co byc moze odebralo mi resztke energii. Zobaczylam dziewczynke, ktora jest zazwyczaj pelna zycia, choc czesto narzeka tonem doroslego czlowieka, Zobaczylam, ze ucichla podczas czytania. Zmierzylam temperature, 38.6..w takich przypadkach dzwonimy od razu po rodzicow i pytamy o zgode podania leku na goraczke. Lek podalam, dziecko placze. Patrze w jej oczy i slysze, ze wola mame. A ja nie mam tej energii, by jej te mame zastapic. Rozbieram dziewczynke do bieliznyi daje jej wode. Przynosze lod, mokre chusteczki, termometr. Mierze temperature co 3 minuty, 2 pozostalych pracownikow podaje dzieciom obiad. Temperatura rosnie, od podania leku mija 30minut a dziecko ma 39.2...dziwnym sposobem nie spanikowalam i zaczelam dziecku opowiadac jakies bajki, dzieki temu byla spokojniejsza, bo je uwielbia. Nie wiem, skad znalazlam energie w moim mozgu, zeby w takiej sytuacji zmyslac bajki o glodnej gasienicy..W koncu wbiega mama i przytula dziecko bardzo mocno do siebie, pomimo 9 miesiecznego brzucha. Zdaje jej relacje, pytam, czy pomoc w przeniesieniu malej do auta. Wszystko szybko umyka. Nagle mamie trzesie sie broda i mowi 'musimy isc, bo mamusia zaraz zacznie plakac'. Widzialam w jej oczach strach, a jednoczesnie sile, ktora moze miec tylko matka, tylko matka..Zlapala mnie za ramie dziekujac za pomoc. Mala pozegnala sie majaczac cos pod nosem. 45 minut drastycznego uchodzenia energii z mojego ciala.<br />Czas na drzemke, siadam obok Autystka, by go troche uspokoic, by nie wydawal zbyt glosnych dzwiekow, bo inne dzieci zasypiaja szybciej. On oglada wszystko dookola, ciezko nad nim zapanowac. Widzi zapewne tysiace innych rzeczy, ktorych ogladanie moj mozg po prostu ignoruje. W pewnym momencie Autystyk patrzy na mnie swoimi zwykle zagubionymi oczami i zaczyna glaskac mi reke i noge. I tak przez kilka minut, mruczac pod nosem jakies powykrzwiane, niczym krucze szpony slowa. Moze on wie, jak ciezko jest zachowac sile przez caly dzien obserwowania go, czy nie ucieka, czy nie bije i nie gryzie, czy nie je kamieni. Moze zobaczyl to wlasnie przez ulamek sekundy, czego inni nie sa w stanie. Rekompensata bylo poglaskanie mnie po rece. Cyrkulacja energii.<br />Po calym takim tygodniu, podczas ktorego czuc bylo w powietrzu depresyjna i mglista jesien wypada jakos te energie przywrocic. Ale jak? Herbata? Olejki eteryczne? Spacer po parku? Zakupy?(te zdecydowanie odbieraja sily). A moze spontaniczne wejscie do chinskiego salonu masazu? Tak wlasnie zrobilam w ten dzisiejszy sobotni wieczor. Na caly pakiet zabiegow bylo nieco za pozno, ale zalapalam sie na masaz. Weszlam do pachnacej sali z uspokajajaca chinska muzyka i przywracalam swoja energie polgodzinnym masazem. Nie mialam pojecia (masazysta zapewne tez nie), ze miesnie moga zamieniac sie w skaly -ot, taka moja nadprzyrodzona sila. Co chwilke slyszalam, zeby sie zrelaksowac, bo spinalam miesnie, nawet nie mam pojecia kiedy. Dopiero kiedy pan masazysta przestawial mi reke, bo jakos od spiecia miesni ja przesunelam, zdawalam sobie sprawe, ze tak naprawde ciezko mi sie zrelaksowac na dluzsza chwile..Potem nastapilo kilka strzalow z moich kosci, bo pan stwierdzil, ze trzeba mi nastawic kregoslup i szyje ( nie bylam pewna, czy on mi ich nie lamie, bo bolalo jak diabli!). Podal kilka cwiczen relaksacyjnych, polecil kapiel i od skosnookiej pani dostalam 2 plastry nasaczone chinskimi ziolami na bolace miejsca. Za tydzien terapia cieplem i swiatlem, w ramach sesji. Choc nie bardzo moge sie ruszac to czuje, ze to doda mi energii.<br /><br />Caly ten balagan na swiecie, cale to zamieszanie, rumor, wrzaski i halasy, muzyka bez ani jednej pauzy wydaja sie byc przyczyna nadmiaru energii, a zatem jej brakiem. Nie ma recepty dla wszystkich. Kazdy ma swoje emocje i tajemnice, jak dostarczyc sobie samemu swiatla, usmiechu, energii. Kilka tygodni temu, podczas pobytu w Szkocji (oprocz moich szkockich 'ludzisk', za ktorymi tesknie!)spotkalam sie z dawnym znajomym, wujkiem Jamesem, Szkotem, z ktorym pracowalam w ciezkich czasach w Szkocji. Zapytalam jeszcze raz, dlaczego po 10 latach pobytu w Londynie wrocil do Szkocji. Odpowiedzial: 'Londyn stal sie przepakowany, za duzo w nim jest wszystkiego i z tego wszystkiego nie wiesz, w czym wybierac. Jest w nim tlok, za duzo ludzi, za duza mieszanka. Nastaje taki czas, ze czlowiek szuka miejsca, w ktorym znajdzie swoj spokoj, ja go mam tutaj, w Szkocji'.<br />Dlatego nastal chyba czas, by zastanowic sie nie nad tym, gdzie jest wszystko, ale gdzie jestem ja i potrzebna mi do spokoju moja energia.<br /><br />PS; jesli sa bledy-przepraszam, po masazu ledwo ruszam rekami.. ;)sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-90508834511767036452014-08-18T11:51:00.000-07:002014-08-18T11:51:05.105-07:00Zapamietaj<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-uiv3hTJf6HZawj7v4eiQIUzXt0Gy2Tw0qadouOk-5VNOThzWFqNFQgnxQ7hOHJqOLETOzwetsZSGCnzfU-A-ZMzdAYS_OPOK9JQapyDCRNLYcsOLk3Y81yuCJ7nG5Kwk4L3Gf4zjfwZo/s1600/astry.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-uiv3hTJf6HZawj7v4eiQIUzXt0Gy2Tw0qadouOk-5VNOThzWFqNFQgnxQ7hOHJqOLETOzwetsZSGCnzfU-A-ZMzdAYS_OPOK9JQapyDCRNLYcsOLk3Y81yuCJ7nG5Kwk4L3Gf4zjfwZo/s1600/astry.jpg" height="240" width="320" /></a></div>
Siedzac przy oknie, za ktorym wieje jesiennym chlodem, popijam pyszna zielona herbate i przygladam sie chryzantemom, ktore kupilam az za cale 99pi. Wlasciwie zlitowalam sie nad nimi, bo przeciez to takie cmentarne kwiaty, kojarzace sie z pozna jesienia. Ale jakos zrobilo mi sie cieplej na sercu, gdy je zobaczylam, a juz calkiem sie rozplynelam, gdy je przecenili czterokrotnie :) mnie jakos kojarza sie z polska jesienia, za ktora nigdy nie przepadalam, ale w Polsce jakos latwiej sie ja znosi. W Londynie jesien chyba sie juz zaczela. Niesamowicie zimny wiatr, choc wciaz <span style="background-color: yellow;">cieplo</span> do sloneczka, jesienne katary spowodowane tym, ze co chwilke zaklada sie i sciaga cos 'na wierzch'. Pachnie chlodem, brakiem pylkow w powietrzu,jakos mniej slychac spiew ptakow, pomijając te mechaniczne, ktore fruwaja mi nad glowa co jakies 2 minuty. Jest juz mnóstwo lisci wokol, ale sa jakies wyblakniete, pierwsze liscie w Polsce zawsze pamietalam jako barwne i jaskrawe. Chodzac po nich slychac bylo, jakby jadło sie swieze i chrupiące ciastka-te bez glutenu tez. Wieczory sa chłodne, ale tu jakos za wcześnie sie zaczely, sierpniowy chlod zawsze byl do zniesienia, zwłaszcza, ze w sierpniu zawsze chodzilo sie nocami ogladac deszcz meteorytow, a zawsze jest ich wieleo tej porze roku. Zeby je zobaczyc, trzeba troche ciemnosci, ktorej w tym miescie chyba nigdy nie zaznalam. Nawet w nocy znajdzie sie jakies swiatlo, ktore zaniepokoi swa niewyjasniona jasnoscia, bo przeciez noc.<br />Zapamietam te i inne rzeczy na pewno, jestem sentymentalna i do tej pory, gdy mam okazje zagladnac na strych w domu rodzinnym, otwieram pudelka, pomimo pajeczyn i kurzu i przypominam sobie chwile, z ktorymi przedmioty mi sie kojarza. Najbardziej lubilam pudelko z pustymi flakonikami po perfumach. Wtedy niczym migawka staje mi przed oczyma wspomnienie, zazwyczaj mile, sekundowe nakreslenie danego lata, wiosny, czy innej pory roku. Ach te zapachy, taka jestem. Moze dlatego uwielbiam perfumy, nie oblewam sie nimi pachnac jak rozlewnia, ale zawsze kiedy choc na chwile do jakiegos wroce, wracaja rowniez 'flashbacki' ;)<br />Takie wspomnienia zazwyczaj wiaza sie tez z ludzmi. Przyjaciele, znajomi, przypadkowi goscie, przypadkowi przechodnie. Niektorzy mijaja, niektorzy pozostaja, inni przeobrazaja sie w postaci, czasem wystarczy chwila. Jakkolwiek wszystkich ludzi sie pamięta. Czas nie gra tu zadnej roli. Czas, który oddziela mnie od niektórych ludzi, nie jest niczym groźnym, podobnie jak odleglosc, choc doskwiera bolesnie. Grozniejszy jest brak zaufania, nieszczerosc, wybory male i duze, ktore prowadza zarowno mnie, jak i innych ludzi roznymi sciezkami. Wybaczyc kazdy jest w stanie, zapomniec nawet komputer bez serca nie potrafi.<br />Jesienna kalke sobie nanioslam na ten opis. Bo jesień to dla mnie totalnie depresyjno,-sentmentlno-przemysleniowa pora roku. Cos nowego, a jednoczesnie cos starego. Cos, co z goracego, pelnego energii lata przeinacza sie w domowe siedzenie przy herbacie, niestety nie przy kominku, bo mnie to jeszcze nie stac. To spedzanie czasu na czytaniu gazet, ksiazek, ogladaniu seriali i filmow, chodzeniu do kina, a w domu oznacza to uruchomienie kaloryfera i dyfuzerka na olejki eteryczne, tak jak np. teraz (btw- trawa cytrynowa ma wspanialy zapach!). I wyszukanie na dnie komody cieplych skarpet dla 'stopowego zmarzlucha'. Takie rzeczy tez zapamietam, chyba jako pozytywne.Taka jestem.<br /><br />PS1: Na zdjeciu astry, takie jak mielismy kiedys w ogrodku. Pojawialy sie juz w sierpniu, nie bedac gorszymi od wiosenno-letnich kwiatów!<br /><br />PS2: Wiem, w wiekszosci slow brakuje polskiej pisowni- wybaczcie, pisze na angielskiej klawiaturze. Zapodam sobie utwor Lony- AE, pisane oczywiscie z polskimi znakami :)sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-30149774393547412372014-06-18T13:42:00.001-07:002014-06-18T13:47:49.851-07:00Rozdziały<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMplSv8FIxKAslbQzyzWuAfXO4B78wisQmFw3XGIuKev3qI5r9VHOao3aQbOtymzZLId0kEEzREpoaLmoPQyXvitlO2M_hLsxI3bvcqfHVTFvPR7uZKBT5yzEvlw7iFruThRLASRzVUepR/s1600/lp.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMplSv8FIxKAslbQzyzWuAfXO4B78wisQmFw3XGIuKev3qI5r9VHOao3aQbOtymzZLId0kEEzREpoaLmoPQyXvitlO2M_hLsxI3bvcqfHVTFvPR7uZKBT5yzEvlw7iFruThRLASRzVUepR/s1600/lp.jpg" /></a></div>
I znów.. długi czas od ostatniego posta, minął maj i powoli mija czerwiec.<br />
Zatem podzielę tekst na rozdziały, by było mi łatwiej skoncentrować myśli i konstruować zdania.<br />
<br />
<b>1. NIGEL</b><br />
<br />
W maju miałam okazję pójść na koncert znanego na całym świecie skrzypka, którego uwielbiam za wirtuozerię i szaleństwo, odwagę i delikatność, jaką posługuje się podczas koncertów. Jest jednym z tych, który łamie reguły, ale w taki sposób, że nie sposób się rozpływać, zwłaszcza jako muzyk. Piszę o Nigelu Kennedym. Wchodzi na scenę, rozlegają się brawa. Stoję w pierwszym rzędzie, zaraz za kilkoma rzędami miejsc siedzących. On idzie i wita się z niektórymi osobami pytając o ich imię, po czym stwierdza-o każdym wypowiedzianym imieniu, że to jego ulubione. Stoją/ siedzą młodzi i starzy. Ubrani elegancko i -tak jak ja- w trampkach. Nigel idzie coraz bliżej, a w ręku trzyma swoje skrzypce, nie jestem pewna, czy swojego Stradivariusa, czy XIX-wieczne skrzypce rodziny lutniczej<span style="background-color: white; font-family: sans-serif; font-size: 14px; line-height: 22.399999618530273px;"> </span>Guarneri, bo na tychże właśnie wyczynia te cudości. Idzie coraz bliżej. Nagle przystaje, 2m przede mną, niektórych obok znów pyta o imię. Gdyby zapytał mnie, odpowiedziałabym, że nie pamiętam. I nagle robi się cisza. Gra, któryś z utworów Bacha, nie jestem sobie w stanie przypomnieć którego, bo byłam, jak zahipnotyzowana. Stoi i gra, sam jeden. W sali totalna cisza i skrzypce, a dźwięk niesie się z niesamowitą akustyką. Jakby mi całe życie przelatywało przed oczami, świeczki w oczach, wlepiona wzrokiem stoję przez 5 minut. Nigel kończy, chyba nie zdając sobie sprawy, jak bardzo emocjonalne 5 minut zapewnił niektórym. Na koniec daje swojego 'żółwika', który potem dostaje się wielu muzykom podczas koncertu. To znak, że jest muzykiem-człowiekiem, wyluzowanym, a nie sztywnym muzykiem klasycznym. Bo choć ta muzyka najpierw wymaga dyscypliny, to nie rozwinie na lepsze, gdy nie damy jej odrobinę swojego polotu i luzu. Nigel wraca na scenę. Zaczyna od Arii na strunie G, Bacha, bo koncert właściwie nosi tytuł "Bach to the future". Jest z nim kontrabasista, zresztą polski, z Klezmer Band z Krakowa, z którymi muzykuje. koncert odejmuje mowę. Aranżacje, akustyka, improwizacje. Wracam sekundami do przeszłości, uciekam do przyszłości, totalna podróż w czasie. Wzruszająca pierwsza część, bardziej klasyczna, ale nie mniej doskonała od drugiej. Bo w drugiej, Nigel częściej grał na 'elektryku', używał 'przestera', czym wydobywał nieziemskie dźwięki, jakich nikt by się nie spodziewał po skrzypcach. Druga część była też bardziej szalona, nowoczesna. Niesamowite improwizacje akordeonisty, szalonego polskiego muzyka i jazzowy głos chórkowy ciemnoskórego Brytyjczyka, który stojąc z boku ubarwiał w delikatność każdy utwór. Totalnie rozkleił mnie utwór 'Fallen forest' już nie Bacha, ale Nigela. Wstawki po polsku do swoich ludzi od nagłośnienia i reszty muzyków także dodawały pewnej nutki dumy, że taki wirtuoz ma związek z Polską. Cały koncert był dla mnie bardzo osobisty, emocjonalny, Adi właściwie wiele się nie odzywał, słuchał ze mną, myślę, ze wiedział, co ze mnie wychodziło podczas koncertu. Może rozczulenie, smutek, sentyment, żal, że tak bardzo całe nasze życie zależy od małych/wielkich spraw, nie tylko naszych, ale tych którzy nas otaczają. Jakkolwiek byłam zamyślona, tak stwierdzam, że właściwie nie oddałabym tych chwil na koncercie za żadne skarby świata. To było moje i chyba zawsze będzie we mnie gdzieś głęboko.<br />
<br />
<b>2. NINE INCH NAILS</b><br />
<br />
Już tydzień po Nigelu wybraliśmy się na kolejny koncert, zupełnie z innej beczki, bo w stronę industrialnego rocka. Pamiętam jak dziś, kiedy zaczynając studia chodziłam po ogródku studenckim podczas Juwenaliów i widziałam dziesiątki rówieśników z koszulkami NIN. Ja sama uwielbiałam ich jeden spokojny album "Still'. Ale całą resztę utworów słuchałam również, bo zawsze cząstka rockowa we mnie była. I nagle, niemalże 10 lat po zapoznaniu się z ich twórczością, do której-nie ukrywam- przybliżył mnie zafascynowany syntezatorami Bunny, mogę pojawić się na ich koncercie. Dla Bunnego to było marzenie, to jego ulubiony zespół od czasów liceum. Na O2 tysiące ludzi, mieści się tam 20 000 miejsc, jednak jedna część sektora była zamknięta. Mimo wszystko, kiedy stoi się w tym miejscu, czuje się, jak mały jest człowiek, a jak jest go wiele na świecie. Tak czy inaczej, czekałam z niecierpliwieniem na koncert, bo wiem, że każdy koncert w takim miejscu, gdzie dźwięk brzmi cudownie, jest niesamowity. A zespół jest nam bliski, sprzedał 20 milionów płyt i gra już ponad 20 lat, wciąż z nutką młodości, nie wypalając się grają nadal. Wchodzą na scenę i grają. Wszystko wydaje się przejrzyste, dźwięki i światła. I gdyby nie fakt, że nie mogliśmy skakać na tzw. "Floorze", bo takie miejsca nam przypadły koncert byłby o wiele lepszy. Nie zabrakło ulubionych utworów, a my czuliśmy się znów jak za czasów liceum lub nawet lepiej :) oblepiliśmy się taśmą do pakowania paczek z napisem "Fragile" (taki tytuł nosi bardzo dobra płyta NIN) i właściwie każdy nam się przyglądał, że bez wydawania pieniędzy na koszulki z zespołem wyglądaliśmy inaczej, oryginalnie. Koncert zakończył-niestety dość przewidywalny -utwór 'Hurt'. Pięknie wykonany, słychać było tysiące ludzi śpiewających razem z Reznorem słowa. Zostawili trochę niedosytu tym, ze tak szybko skończyli koncert (dla porównania, rok wcześniej byliśmy na Depeche Mode, było bardziej żywo, więcej interakcji scena-publika i więcej wdzięczności od muzyków dla ludzi, za to, że przyszli). Mimo wszystko, cieszyliśmy się, że udało nam się być jedną z tych mrówek na O2.<br />
<br />
<b>3. ISLE OF WIGHT</b><br />
<br />
To była jedna z lepszych wycieczek w życiu. Wyspa, mnóstwo dzikości, podróż w czasie starym pociągiem, mało cywilizacji, sklepów, H&M'ów i tym podobnych. Istne oderwanie się od Londynu. Zatrzymaliśmy się w hotelu kilkanaście metrów od plaży. Kiedy przyjechaliśmy, pogoda się klarowała, wtedy wybraliśmy się do miasteczka niedaleko, które wyglądało bajecznie! kolorowe domki pokryte strzechą, sklepiki z ręcznie robionymi pamiątkami, a wokół mnóstwo zieleni! czyste powietrze, mewy w oddali, a gdy tylko wyszło się na wzgórze widziało się uspokajające morze.Po kilku godzinach rozeznania się w sytuacji, gdzie jesteśmy poszliśmy do hotelu na romantyczny wieczór, w końcu, bez komputerów, samolotów nad głową, domowych obowiązków. Wszak były to Bunnego urodziny :) Nazajutrz wybraliśmy się w długą wędrówkę wzdłuż linii brzegowej wyspy. Nie chcieliśmy wybrać wersji 'hard core', więc wybraliśmy średni stopień trudności, zaopatrzeni w kurtki, kocyk, kanapki z 'konserwą', jak prawdziwi piraci wyruszyliśmy szukać przygód! :) Było nieziemsko! Szliśmy wzdłuż morza, wzgórzami, od czasu do czasu to wchodząc w leśne ścieżki, to wychodząc na teren widokowy, z którego wyłaniały się błękity wody i nieba, chmury i ptaki, ale też niesamowite domy, które nieco bogaci ludzie mają szczęście mieć. w posiadaniu. Leśne ścieżki jak z opowiadań Hobbitów, mnóstwo ciekawych roślinek, cisza, spokój, wędrówka i wspólne rozmowy..Tego nam trzeba było! Po wędrówce usiedliśmy na następnym nadmorskim miasteczku, które było naszym celem docelowym i wypiliśmy piwko, przegryzając tym, co zapakowaliśmy do plecaka. Wróciliśmy już, trochę zmęczeni autobusem, zwiedzając w tempie przyspieszonym kolejny kawałek wyspy. Ciężko było stamtąd wracać, po tym, jak można było posiedzieć wieczorem, słuchając morza, napawać się świeżym powietrzem. Zwłaszcza do Londynu, który pachnie perfumami, smogiem, pieniędzmi i pogonią za czymś, czego jeszcze w całym wszechświecie zapewne jeszcze nie odkryto..<br />
<br />
<b>4. 21 LAT</b><br />
<br />
Tyle czasu minęło, od kiedy poznałam się z moją przyjaciółką, Malwiną. Widywałyśmy się dzień w dzień przez około 10 lat, potem to się zmieniło, bo poszłam na studia, ona do pracy. Ale zawsze wiedziałam, że to moja bratnia dusza, że przeżyłyśmy ze sobą czasy dzieciństwa i dorastania. Codziennie przynosiła mi zeszyty, kiedy siedziałam w domu chora, żebym nie miała zaległości. Zawsze była wtedy, kiedy wszystkie te mikroprzyjaźnie zanikały. Było między nami zaufanie, szczerość, smutki, radości, rozmowy, spontaniczność, dzikość nastolatek, ale też podobna rozwaga i żal do miasteczka, w którym dorastałyśmy. I teraz, ja tu, w Londynie, ona w Szczecinie, ze swoim mężem, w ciąży. Nie widziałyśmy się 2 lata, postanowiłam, że chce to zmienić, bo nigdy nie chciałabym zerwać takiej głębokiej przyjaźni. Czas ucieka, ale jeśli się czegoś bardzo chce, nie jest w stanie w niczym przeszkodzić. Musiałam zabukować hotel, bo Malwina niestety spędza ostatnie tygodnie w szpitalu, wiec znalazłam hotel blisko szpitala i siedziałam z nią, słuchałam, jak kilka razy dziennie sprawdzają bicie serca dziewczynki i myślałam o tym, jak bardzo życie się zmieniło. Pomimo, że znów byłyśmy w stanie rozmawiać o poważnych rzeczach i pierdołach, to widziałam w jej oczach coś dorosłego, coś innego, ale coś, na co było miło patrzeć. Teraz to ona będzie mamą. Spędziłyśmy ze sobą trochę czasu, powiedziałyśmy sobie, że nie chcemy, żeby spotkania były tak rzadkie. W sobotę wybrałam się na samotną wędrówkę po centrum Szczecina, pochodziłam z mapą, zrobiłam kilka fotek i myślałam o wielu sprawach. O tym, że brakuje mi Bunnego podczas wędrówki, o tym, w którą stronę iść, by życie zmieniło swój nie do końca spełniony bieg i o tym, że właściwie...muszę pomyśleć jak wrócić do hotelu. Na szczęście z centrum odebrał mnie Malwiny mąż, wróciłam do szpitala i dalej terkotałyśmy jak najęte, Lenka kopnęła mamę w brzuch na pożegnanie ciotki, ale z naszym pożegnaniem zeszło nieco dłużej. Potem wróciłam do pustego pokoju hotelowego, spakowałam się i dnia następnego wyfrunęłam do zatłoczonego Londynu. Jedno jest pewne, to ludzie są najważniejsi.<br />
<br />
<b>5. Polska</b><br />
<br />
I znów odliczam dni do wyjazdu. na całe 15 dni! Jeszcze tylko 3 dni i znów pojadę odpocząć w miejscu, które dobrze znam, wśród ludzi, za którymi tak mi tęskno i z którymi zdecydowanie za rzadko się widzę. Mam nadzieję, że czas będzie się wlec jak ociężały. Mam nadzieję, że spędzę czas jak najbardziej wartościowo i postaram się, by nie zmarnować ani chwili. Iii..mam nadzieję, że załapię się na sezon malin.. hihihi ;) A zatem...3..2..1..------> :)sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-18729247840280935632014-04-27T08:23:00.004-07:002014-04-27T08:23:47.776-07:00Serce<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhczX2ho3jAjtStFEDUeqAxET_AtUFyet_EDqI-HnraQqJorraLYF42axHi2cf-ELSGt5XkJ6RpkExZ4wotVDMgXZ-CWocTgK3IoLd3SShmcDKUcKBr9_yCNyNTwjd2i0KAsqF109g4OnMe/s1600/dr.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhczX2ho3jAjtStFEDUeqAxET_AtUFyet_EDqI-HnraQqJorraLYF42axHi2cf-ELSGt5XkJ6RpkExZ4wotVDMgXZ-CWocTgK3IoLd3SShmcDKUcKBr9_yCNyNTwjd2i0KAsqF109g4OnMe/s1600/dr.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>przewracam kartki </i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>ostrożnie i powoli</i></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<i>od bieli do czerni</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>oddechem i lustrzanym odbiciem</i></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>nic innego nie napędza</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>oddechu i palety barw,</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>jak tylko wiatr i serca bicie</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>nikt więcej nie szepnie do ucha</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>'tak trzeba'</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>wyborem jest podmuch wiatru</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>a serce życiem</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-79939221731049906442014-04-24T02:34:00.002-07:002014-04-24T02:38:02.197-07:00Za krótko.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAYRcxF-ChFJ7nWnyYAZZ0qNXQ5RBGI_ppHTY24sCTNq3p3mbonFK_MXITq192vxV5bMw5SeiKGv1e2H_B6ppt0sOtRs_Ss1tEgfdHqS4tNjahmE7uTvtSAloOFUxvqCjYVFLKu5YvXrgV/s1600/tr.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAYRcxF-ChFJ7nWnyYAZZ0qNXQ5RBGI_ppHTY24sCTNq3p3mbonFK_MXITq192vxV5bMw5SeiKGv1e2H_B6ppt0sOtRs_Ss1tEgfdHqS4tNjahmE7uTvtSAloOFUxvqCjYVFLKu5YvXrgV/s1600/tr.jpg" /></a></div>
Krótki czas, krótka wiadomość, krótka notka. Odszedł poeta, którego poezję czytałam bez przymusu w szkole, czytuję nadal i czytać będę. Z miasta pogoni i ludożerców cytuję jego wiersz:<br />
<span style="background-color: #f7f7f7; font-family: Georgia, serif; line-height: 32px;"><br /></span>
<div style="text-align: right;">
<span style="background-color: #f7f7f7; font-family: Georgia, serif; line-height: 32px;"><b>List do ludożerców</b></span></div>
<br />
<div style="background-color: #f7f7f7;">
<br />
<div style="font-family: Georgia, serif; line-height: 32px; text-align: right;">
<i style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold; line-height: normal; text-align: center;">Kochani ludożercy </i></div>
<span class="tresc" style="background-color: white; text-align: center;"><div style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold; line-height: normal; text-align: right;">
<i>nie patrzcie wilkiem </i></div>
<i><div style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold; line-height: normal; text-align: right;">
<i>na człowieka </i></div>
<div style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold; line-height: normal; text-align: right;">
<i>który pyta o wolne miejsce </i></div>
<div style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold; line-height: normal; text-align: right;">
<i>w przedziale kolejowym </i></div>
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><br /></span></div>
<span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>zrozumcie </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>inni ludzie też mają </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>dwie nogi i siedzenie </i></div>
</span><div style="text-align: right;">
<br /></div>
<span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>kochani ludożercy </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>poczekajcie chwilę </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>nie depczcie słabszych </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>nie zgrzytajcie zębami </i></div>
</span><div style="text-align: right;">
<br /></div>
<span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>zrozumcie </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>ludzi jest dużo będzie jeszcze </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>więcej więc posuńcie się trochę </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>ustąpcie </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>kochani ludożercy </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>nie wykupujcie wszystkich </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>świec sznurowadeł i makaronu </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>nie mówcie odwróceni tyłem: </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>ja mnie mój moje </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>mój żołądek mój włos </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>mój odcisk moje spodnie </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>moja żona moje dzieci </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>moje zdanie </i></div>
</span><div style="text-align: right;">
<br /></div>
<span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>Kochani ludożercy </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>Nie zjadajmy się Dobrze </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>bo nie zmartwychwstaniemy </i></div>
</span><span style="font-family: verdana, arial; font-size: 11px; font-weight: bold;"><div style="text-align: right;">
<i>Naprawdę</i></div>
</span></i></span></div>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-51530381906143077072014-03-30T15:29:00.000-07:002014-03-30T15:39:48.960-07:00Czas<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7IlRgVCdkE8UWBzS4NNgfDBGwKBsCQSlQNdI_IRswuDrJU6WcjgkKRvd8DVoLec-y1L5KxBBHPQVQf92EGICRnOhyhDD8PqxpPJ89cSEIRB7Kj80FxMieJWU9Iw9T9ZG_RO_AQ36225kz/s1600/pll.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7IlRgVCdkE8UWBzS4NNgfDBGwKBsCQSlQNdI_IRswuDrJU6WcjgkKRvd8DVoLec-y1L5KxBBHPQVQf92EGICRnOhyhDD8PqxpPJ89cSEIRB7Kj80FxMieJWU9Iw9T9ZG_RO_AQ36225kz/s1600/pll.jpg" height="214" width="320" /></a></div>
3 lata na Wyspach Brytyjskich. Czuję, jakbym codziennie- nie co roku- miała kolejno większe cyfry przed oczyma. Czas mi minął jak mgnienie. Jako, że o przemijaniu i o czasie, to może choć urywek notki będzie pamiętnikowy. Zupełnie jak pamiętnik Briget Jones. No, prawie.<br />
<br />
<b>Data</b>: Niedzielny wieczór, 30 marca, początek wiosny i koniec potwornej i znienawidzonej ostatnimi laty przeze mnie zimy.<br />
<br />
<b>Waga: </b>Piórkowa, zważywszy na fakt, że doskwierają mi problemy dietetyczno- metaboliczne, związane z diagnozowaniem, czy mam celiakię, czy też nie (gastroskopia już w czwartek!).<br />
<br />
<b>Stan cywilny: </b>W papierach: panna, poza papierami: w związku z panem A., który nieustannie znosi moje wszystkie 'świry' (i vice versa), humory, PMS. Żyję w zgodzie, wzajemnym szacunku, chyba zdrowych relacjach, miłości, pomimo przeciwności losu emigranta i chłostania przez los- całkiem nam to wychodzi (W lipcu 2 lata bycia razem).<br />
<br />
<b>Stan mieszkaniowy:</b> Wynajmowany pokój, patrząc na przeszłość, całkiem niezłe warunki, jest w pokoju coś, oprócz łóżka i szafy. Jest miejsce na 2 fotele, by chillować leniwie przed TV oglądając Grę o Tron lub inne bzdety, rozmawiać o codzienności, jeść słodycze. Jest też stół i 2 krzesła, przy którym mamy namiastkę ludzkiego jedzenia, we dwoje, śniadania, nie na kolanie. Można też położyć na nim laptopa, książkę, gazetę, czy dokumenty do wypełnienia, plany do szkoły. Ale po cóż ja to piszę, każdy wie, jak bardzo potrzebny jest w domu stół.<br />
<br />
<b>Stan zdrowia: </b>Mizerny. Oprócz niedoczynności tarczycy, małej ilości płytek krwi, diagnozują celiakię. Biegania po lekarzach, szpitalach. Niepłatne dni chorobowe. Bóle brzucha, o których już nawet nie chce myśleć, oby to piekło się skończyło, bo muszę rozdzielać swój mózg na dwoje, by część radziła sobie z bólem, a druga część skupiała się na pracy, domu, rozmowach, obowiązkach. To nie jest łatwe. To nie jest proste, uśmiechać się, gdy skręca Ci kiszki. To nie jest przyjemne, gdy spędzasz miłe popoludnie na pogaduchach z koleżanką i nagle, w ciągu 5 minut, musisz jej podziękować i się żegnać, bo nie wiesz, czy za chwilę zwymiotujesz, czy Twoje menu z ostatnich dni poleci inną drogą. Nawet teraz, kiedy piszę bloga boli mnie brzuch (stąd prośba o wybaczenie mi jakichkolwiek błędów). Czuję, jakby 'obcy' wyżerał mi jelita. Poza tym: problemy z koncentracją, roztrzepanie, nerwowość, potliwość, zapominanie wielu rzeczy. Te informacje można znaleźć wszędzie, gdzie czyta się o problemach z tarczycą i zdiagnozowaną celiakią. Tadaaam! Oby tylko przejść na dietę i skończy te męki. Może wszystko rozwiąże się do wielkanocy. To będzie taki mój mały post i męka.<br />
Jeszcze kilka drobnostek: bóle pleców spowodowane pracą z dziećmi, schylaniem się, potęgowane krzywym od dzieciństwa kręgosłupem. Ach, no i te twarze, kiedy pytam o lekcje pływania dla dorosłych: "To Ty nie potrafisz pływać? To dziwne..." To tak, jakbym nie miała kończyn, biedna niepełnosprawna...<br />
<br />
<b>Ilość dzieci:</b> Swoich? Stan zerowy. Cudzych? 15, wciąż dbając o ich bezpieczeństwo, zdrowie, rozwój, reagując na każdy ich dziwny ruch ostrożnie, by nic nie umknęło diagnozie pedagoga. To wielka odpowiedzialność. Powiedzenie się sprawdza: "obyś cudze dzieci uczył".<br />
<br />
<b>Ilość przyjaciół</b>: Wciąż ta sama, nie zabiegam o niczyje względy, nie staram się o to, by o mnie walczyli. Życie weryfikuje wszystko.<br />
<br />
<b>Ilość wydanych tomików poezji</b>: hahaha...Zero. Do tego kiedyś jeszcze tutaj wrócę.<br />
<br />
<b>Rzeczy, za którymi wciąż tęsknie , jako Polka</b>: Rodzina, znajomi i przyjaciele, polskie łąki, zapach polskiego powietrza, moje klocki lego na strychu, dom, ogród, pogaduchy z siostrą, nawet 'prztyczki' z mamą, ale te delikatne, 'małość' mojego rodzinnego miasteczka, wieczorny spokój po dziennym upale latem, spacery, rechot żab z pobliskiego stawu, zapach lipy i bzyk pszczół, babci dom i ogród, ogniska i grille z rodziną i znajomymi, Rzeszów i jego tłoczny rynek latem, park na Pułaskiego, wypady na 'wały', brak trosk z czasów podstawówki, mamine obiady i wypieki, nasze wypady na rowery i rolki, zapach ognisk w sierpniu...<br />
<br />
Boję się o polskość we mnie, boję się o Polskę. Różne rzeczy dzieją się na świecie. Ale nie boję się tęsknić do tego, co było, bo to mnie kształtuje. Cokolwiek teraz posiadam, mam, czegokolwiek teraz nie mam, a zależy mi żeby mieć, by mieć spokój ducha, choć nie oczekuje wiele. Jakkolwiek bym teraz nie była szczęśliwa, wydaje mi się, że mam prawo wspominać i wracać do miejsc, ludzi, którzy są mi bliscy. I wrócę tam już w czerwcu, jeszcze raz, by odnowić tęsknotki. I choć ceny biletów do Paryża, Barcelony, Pragi w tym samym czasie kosztują tyle samo co do Polski, kusząc podróżniczą część mojej natury, to niczym się nie równają z wyjściem z samolotu na lotnisku w Polsce i rozglądnięciem się dookoła z myślą na powiekach: to mój dom.sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-21225954743725075362014-03-11T07:07:00.002-07:002014-03-11T07:07:25.333-07:00Technologia, internet, słowo.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiE7JstJfhzaJO_A9k_aRHMFO3GZ6e2B1SX4mrRnnkyBtd9eazQTHxQNti6dmm7-_lSvsGvXOFv2eFA-zWwL9Q5kaDqg14ygOoEdot4UAF9Oo3hkiGF4-P0xkcwt7WSs97JKUQ1cwrZfvo1/s1600/mott.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiE7JstJfhzaJO_A9k_aRHMFO3GZ6e2B1SX4mrRnnkyBtd9eazQTHxQNti6dmm7-_lSvsGvXOFv2eFA-zWwL9Q5kaDqg14ygOoEdot4UAF9Oo3hkiGF4-P0xkcwt7WSs97JKUQ1cwrZfvo1/s1600/mott.jpg" height="256" width="320" /></a></div>
<blockquote class="tr_bq">
<i><b>Pojawił się dziś w mojej głowie niesamowity pomysł, związany z bardzo ważnym, kłującym, istotnym wydarzeniem w moim życiu, w którym nie do końca miałam możliwość wziąć udział. Jeśli nie zabraknie mi motywacji, siły i energii to będzie jeden z największych plusów-przynajmniej dla mnie- możliwości technologii, internetu i słowa.<br /><br />Szczegóły już niebawem.</b></i></blockquote>
sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-89103555341611372082014-03-08T10:45:00.001-08:002014-03-08T10:45:50.496-08:00Świat nie zasługuje na wiosnę..<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMcIu0DEfNSHBcwJO5qhSiiLiQxxXN8GUCaV5teoiH6BF6m35brLuK38Ue9KEMT-RXc8O3tXkhCGi4QM3YjMCFlzZsTFU0HdoMWxrCiZbFEK9tXorABL4ZS7bUVJCZwH1sBf6SKr7sZtNb/s1600/wiwi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiMcIu0DEfNSHBcwJO5qhSiiLiQxxXN8GUCaV5teoiH6BF6m35brLuK38Ue9KEMT-RXc8O3tXkhCGi4QM3YjMCFlzZsTFU0HdoMWxrCiZbFEK9tXorABL4ZS7bUVJCZwH1sBf6SKr7sZtNb/s1600/wiwi.jpg" height="320" width="213" /></a></div>
Próbuję oddychać nozdrzami wiosny, która zbliża się ogromnymi krokami, wypychając wszelkie rośliny, jakie tylko mogłaby chować we wnętrzu. Wydłużenie jasnego dnia przyprawia mnie o większą ilość energii i nawet moje włosy jakby rzadziej opadają z sił. To dobry znak, bo nie znoszę zimy, na drugim miejscu 'nieznoszenia' jest jesień. To czas, kiedy opuszcza mnie energia, siła, dobry humor i witamina D, z samego wnętrza kości. Dlatego z zachwytem, jak jakaś nienormalna, zachwycam się słońcem, które wdziera mi się do oczu niemal wypalając oczy. Uszy mi się otwierają prawie skrzypiąc, kiedy jakieś ptaszysko coś zaćwierka, a mnie się wydaje, że to Mozart się schował w jego dziób. To dobrze, że tak reaguje. Ostatnie miesiące, przez te wszystkie testy, badania, szpitale, wizyty stałam się rozdrażniona i zupełnie straciłam energię. Były prześwity, ale rzadkie. Chcę już zrobić wszystkie badania, nawet tę gastroskopię mieć z głowy i napawać się przypływem pachnącego kwiatkami powietrza. <br /><br />Dzisiejszy dzień sprawił, że myślę o samotności, takiej wielkomiejskiej, socjalnej. To miasto wysysa z ludzi resztki czasu przeznaczonego na napawanie się wspólnym towarzystwem. Ten ma szkołę, tamten pracę, tamta na Skype rozmowę z rodziną i znajomymi, bo przecież nawet ich nie widzi. Każdy się gdzieś spieszy, nie można wyjść z kimś do parku, na spacer i wchłaniać promienie słoneczne siedząc na ławce i gadać o pierdołach. Tak mi tego brakuje. Ludzi, z którymi można było to robić również. Musi być obiad, kolacja, impreza w lokalu, w którym i tak przecież nie da się rozmawiać, bo muzyka za głośno. Musi być internet, telewizja, film. A przecież to wszystko nie zbliża, tylko hamuje rozmowy, połączenia, spojrzenia. Wszystko to, co zbliża ludzi do siebie znika w ekranach, sieci, hałasie i kotlecie. Spotkałam się dziś z dziewczynami, które są mi trochę bliższe w tej wielkomiejskiej dżungli. Zjadłyśmy obiad w polskiej knajpce, powiedzmy, że z okazji Dni Kobiet. Ale zaraz potem, po jakiś niecałych 2 godzinach rozeszłyśmy się we 4 na 4 strony świata. Jedna ma pracę, druga również, trzecia gdzieś pobiegła. No cóż, to się "ponapawałam' słońcem na ławeczce w babskim towarzystwie. Ten świat się już nie obudzi. Tam wojna, bo Putin chce mieć więcej i więcej, choć w sumie nie on jeden. Tutaj ludzie zapominają o ludziach, biegną, lecą, uciekają.. Ten świat czasem nie zasługuje na wiosnę, na jej kwiaty i światło.<br /><br />To będzie krótka notka. Nic więcej nie dodam. Ten świat nie zasługuje na wiosnę. Ale niech przyjdzie szybko, dla tych, co wciąż wierzą w ludzi. sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-88978144591600609512014-02-22T08:05:00.001-08:002014-02-22T08:05:17.126-08:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxsKDsDnqZsHqhaPgquv1mrm4msEo4VUNG1Cwn-r0duJo1P2PHtMxNO15H25ZEoUV4M2nRCsTfAalxUMZmaH05ZCzkHRlL_AEr4p5bNzCZgwoGOQYhegIsrG7Qo_dQ1N2J5z01EModlWuU/s1600/hrrr.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxsKDsDnqZsHqhaPgquv1mrm4msEo4VUNG1Cwn-r0duJo1P2PHtMxNO15H25ZEoUV4M2nRCsTfAalxUMZmaH05ZCzkHRlL_AEr4p5bNzCZgwoGOQYhegIsrG7Qo_dQ1N2J5z01EModlWuU/s1600/hrrr.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
Zastanawiałam się, co byłoby dobrym bodźcem do napisania notki na blogu, bo zawsze jakieś są, ale chyba nie na tyle mocne, by popchnąć mnie do zalogowania się i napisania czegoś porywającego. Co rano wchodzą mi do głowy gotowe zdania, nawet kilka, które byłyby dobrym początkiem lub końcem notki, ale w ciągu dnia, w wirze obowiązków, ale też i w spokoju lenistwa, które czasem uprawiam, rozpływają się te wszystkie słowa, myśli, tak dla mnie cenne przecież. I pod koniec dnia myślę, o czym napisać? O przygodach w szpitalu w obcym kraju, który odwiedziłam? O tym, że służba zdrowia chyba wszędzie jest popaprana? O tym, że doprowadziłam swoją współpracowniczkę do łez na oczach wszystkich dzieci i nauczycielek w klasie? (Nie nie, to pominę..)Czy może o tym, że Bunnz odkrył, że myszkowałam na facebooku jego byłej "Kejti" (Jak ja nie znoszę tego imienia...!). A może po prostu lekką notkę o nadchodzącej wiośnie w tonącej Anglii? Może o wszystkim po trochę.<br /><br />No cóż, zacznę od szpitala. Wchodzę, roztelepana, zdenerwowana, bo dziś gastroskopia. Jeśli jeszcze nie wiecie-panicznie boję się wymiotować, rzadko to robię, bo chyba wolę się męczyć, niż pozwolić sobie na przyjemność odruchu wymiotnego...Idę z Bunnym. Pewna, że to dziś, pewna, że dadzą mi uspokajacze. Wchodzimy, mierzą mi ciśnienie (cholernie mi ścisnęła, ale bardzo miła pani). Robi wywiad. Pyta o szczególy, więc mówię, w razie czego, że mam niskie płytki krwi, że tu w szpitalu niecały miesiąc temu mój gastrolog zlecał mi badanie krwi i powinni mieć wyniki, bo jak zapewniają za każdym razem: "wszystko jest w systemie". I jest. Ale samo istnienie komputerów nie wystarczy. Póki co, do ich obsługi potrzebny jest człowiek-z mózgiem.. Zatem pani kończy wywiad i wychodzi, mówi, że Bunnz nie wejdzie ze mną (w sumie całe szczęście, nie chciałabym, żeby widział mnie w tym stanie, kiedy cała wyluzowana po relanium będę sobie bekać i puszczać bąki w niebo głosy, bo wpuszczą we mnie tony powietrza). No i wchodzi typ, ciapek, co nigdy nie wróży nic dobrego, ale myślę: spoko. Wysłuchajmy Indiańca. Ten zaczyna, że mam niskie płytki i że miał mi zrobić biopsję podczas gastroskopii, a ja na to, że tak, że macie te informacje ale przypomniałam o tym dzisiaj. A ten z hasłem: nie ma sensu robić samej gastroskopii, żeby tylko pozaglądać, bez biopsji, a nie będę ryzykować, bo masz niskie płytki i jest ryzyko krwawienia. Ma pani 85 tys płytek (dla niezorientowanych dolna granica to 150 tys), trzeba by było to skonsultować w hematologiem". Oj, Ulka jak jest głodna do 14;30 i o 3 łykach wody może być niespokojna. Ale mówię mu w miarę spokojnie, że przecież wiedzieli to, bo sam to teraz sprawdził w komputerze i czemu nie odwołali badania, albo przesunęli na inny termin, teraz będę musiała czekać na badanie kolejne 2 miesiące: miesiąc na hematologa, bo wtedy mam wizytę i kolejny miesiąc na gastroskopie. A typ: "może uda się przyspieszyć, ja nie zaryzykuje". (!!!). Więc wyszliśmy, wysyłali nas kilka razy tam i z powrotem na oddział hematologiczny, który jest na drugim końcu ogromnego szpitala, potem znów na endoskopie...i tak chyba z 4 rundy zrobiliśmy (ja do ok godz 16 o 3 łykach wody, tadaaam!). Wyszło na to, że nikt nie wie, dlaczego nie skonsultowali tego wcześniej (W Polsce pewnie by się zdzwonili albo spotkali na szpitalu i byłoby ok, ale tu muszę mieć wizyte u 'swojego' hematologa). W końcu babka w rejestracji na hematologii powiedziała, żeby już nie czekac a ona zadzwoni dzis lub jutro czy dało się przesunąć hematologa. Wyszliśmy. Polska knajpa, schabowy, potem kino. Za 4 dni dostałam smsa ze szpitala z oddziału hematologii, że udało się przesunąć hematologa o miesią. Wizyta za kilka dni. Póki co, jem gluten, który jakoś nie bardzo mi służy, a już wiem, jak to jest być na bezglutenie i czuć się dobrze, nie widzieć potworów w toalecie, niczym z reklamy domestosa.<br /><br />Rozdział następny, Ex-dziewczyny.<br />Chyba każda z nas to przerabia/ła. Nie wiem, czy mam fobie, ale nie znoszę tej dziewczyny. Za dużo o niej wiem, głównie rzeczy złych. Kiedy znajduje zdjęcie jej lub ich wspólne w książce, której on nie używał kilka lat, lub na jego starym komputerze fotki, których on jakoś nie usunął, robi mi się w mózgu i w brzuch niepowtarzalna dziura, a jednocześnie wulkan złości. Nic na to nie poradzę, mówią, że zazdrość, może coś ona ma lepszego, może w czymś jest lepsza-nie wiem. Jest- jak to moja mama mówi- w dupę uprzejma, taki ma look. I śmieje się na każdym zdjęciu, też za przeproszeniem jak piz** do majtek. Ale luz, każdy ma swoje osobowości. Ale skoro jeszcze są 'znajomymi' na facebooku, a ona daje 'lajki' jego zdjęciom, komentarze w stylu 'picture perfect', albo jeszcze gorzej-lubi nasze wspólne zdjęcie, to myślę sobie -tez jak mówi mama; "Kiego chuja?"Czego Ty chcesz dziewczę drogie, zostawiłaś narzeczonego to spierdalaj (wybaczcie wulkan emocji). No i kiedy ona ingeruje w jego życie, wiem, że to tylko facebook, wiem, że to głupota, bo on korzysta z fejsa raz na jakiś czas, nie przywiązuje do tego wagi, bo niespotykanie spokojny człowiek z niego jest, kiedy ona to robi wkurwiam się-Amen. Wchodzę na jej fejsa, nie wiem po co, raz weszłam na jej stronę internetową, bo 'dizajnuje' wnętrza, czy coś podobnego, raczej kasuje historię. Powiedziałam, że irytuje mnie jej obecność, nawet wirtualna raz, więcej nie powtarzam. Kilka dni temu weszłam znowu. Historia skasowana. Na drugi dzień po południu słyszę: "dlaczego na stronie google jest okienko "Katie Malik"..?jej facebook?"...czułam, jakby mi ktoś uciął nogi siekierą, strzelił w łeb i podpalił jednocześnie- solidarna z Ukrainą, jednym słowem. Popatrzyłam na niego i odparła: "skoro już odkryłeś, że to zrobiłam, to Ci wyjaśnię to, co już ni mówiłam. Nie lubię jej, jej zdjęć, jej lajków na fejsie i tych poduszek ozdobnych, które mamy w pokoju a widziałam je na waszych starych zdjęciach. Ja zanim wprowadziłam się do Ciebie spędziłam dużo czasu na segregowanie starych zdjęć, żeby Cię niczym nie urazić. Każdy ma swoją przeszłość, rozumiem, ale nie chcę waszej przeszłośći na naszych wspólnych dyskach, półkach, łóżkach. Miałeś dużo czasu, od kiedy Ci to powiedziałam po raz pierwszy, wiem, że masz tysiąc innych hobby do robienia, ale poświęć trochę czasu i zrób to dla mnie". Byłam wkurwiona, mówiłam opanowanym głosem, bo się raczej nie kłócimy, nie krzyczymy na siebie, nie mamy fochów, ale tym razem kiedy to powiedziałam, a on przeprosił i chciał mnie przytulić, powiedziałam, że nie chcę. Milczałam przez jakieś 2 godziny. Robiłam swoje. Potem przyszedł i powiedział: "porządki na fejsbuku zrobione, usunąłem ją". Nie wiem, czemu ale miałam po tym dniu jakby jedą igłę w mózgu mniej. Jeszcze chwilę się dąsałam, potem wyrzucił poduszki. To tylko facebook.<br /><br />Zatem : Lejdis and Lejdis..w życiu wszystko wydaje się dziwne, bo rzeczy błahe przeistaczają się w ważne i na odwrót. Charaktery delikatne czasem stanowczo ryczą jak lwy. Słońce wydaje się denerwujące, a deszcz kojący i na odwrót. Zależy od położenia, dnia, poziomu hormonów. Nigdy chyba nie można liczyć na stabilność. Kiedyś moja przyjaciółka, Magda, powiedziała mi bardzo ważną rzecz, kiedy zaczęłam rozmyślać i mówić, że właściwie chciałabym poczuć kiedyś taki spokój, że wszystko jest zrobione, posprzątane, pozałatwiane, ogarnięte i usiąść i wypić herbatę. Ona odparła: w życiu nigdy tak nie jest, musisz się przyzwyczaić, że zawsze jest coś, bo taka jest dorosłość. Cały czas staram się z tym godzić i przyzwyczajać do spontaniczności i niespodzianek życia, które przynoszą mi nowe dni. Zatem szczęściem nie nazwę chyba braku trosk i zmartwień, beztroskę, ale świadomość niespodzianek, jakie może przynieść los i przyzwyczajenie się do tego. Jak się przy tym napić herbaty...?<br /><br />PS1: W Wielkanoc jedziemy do Szkocji na kilka dni.<br />PS2: Polska zapowiada się na przełom czerwca i lipca.<br />PS3: Idzie wiosna!!! :)sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-7465946780520832562014-02-05T14:04:00.000-08:002014-02-05T14:04:10.605-08:00Podmuchy<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmfdl43IlK842LaVv9MKRHAMKoDmLio-ujGMCVB-nm0qOGxNOvBSwA-bsZT2vOULbEoOLaGY0qkpmJPfGTaMtv_TKTfDzqLNsd1J5DwxUUaX4oYebRLrz_-8U_KU93yDFKNYhIE-ZNMfjt/s1600/wind.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmfdl43IlK842LaVv9MKRHAMKoDmLio-ujGMCVB-nm0qOGxNOvBSwA-bsZT2vOULbEoOLaGY0qkpmJPfGTaMtv_TKTfDzqLNsd1J5DwxUUaX4oYebRLrz_-8U_KU93yDFKNYhIE-ZNMfjt/s1600/wind.jpg" height="213" width="320" /></a></div>
Za oknem wiatr gwizda tak głośno, że zastanawiam się, czy nie wypadną mi w ciągu minuty okna.<br />Ponoć Anglia tonie w załamaniu pogody, nie odczuwam tego na szczęście, na razie. Ale odczuwam natomiast tonięcie Anglii w ciężkim powietrzu, pełnym zgiełku i ciszy jednocześnie. Powietrzu pełnym zadumy, ale i totalnego braku rozmyślania nad losem ludzkości.<br />Jak znaleźć balans pomiędzy tym, co ważne, a tym, co by wypadało? Jak rozpoznać słuszną drogę do celu? Jak rozpoznać ludzi, którym można zaufać i czuć się przy nich co najmniej swobodnie? W pracy chyba nigdy tak nie będzie, choć zawsze myślałam, że w każdym zakątku ziemi, bez względu na to, co robimy, są ludzie, w kierunku których można popatrzeć i pomyśleć: "ach, opowiem Ci, jak to dzisiaj się podle czuje z powodu moich durnych snów" albo "nie uważasz, że ta dziewczyna z parteru przypomina aktorkę z serialu X?". Zupełnie błahe lub zupełnie poważno-szczere wyznania, ale prawdziwe, z duszą i wiarą w drugiego człowieka, że nie zrobi z nich pasztetu i nie wymiesza go ze śmietaną. Zawodowo się spełniam, ale nie należy komentować, oceniać, krytykować. A czy mnie można krytykować? A i owszem! Czy to dobrze? Oczywiście! Wszystko składa się na lekcje życia, emocjonalne, zawodowe, personalne. Gdzie samoocena i ewaluacja, którą wałkowaliśmy na studiach? Gdzie jest szukanie wad i naprawianie ich? Gdzie w tym wielkim mieście jest miejsce na szczerość, otwartość i lojalność? ...w książkach fantasy, zapewne.<br />Człowiek jest tu robocikiem, któremu powtarza się "znajdź swój wewnętrzny spokój i po prostu pracuj" a potem mówi się: "podążaj za misją dyrekcji, wg zasad, nie komentuj, bo to niemoralne"..Dnie wypełnione paradoksem, totalnym, żenującym niemal paradoksem, bo jak mogę znaleźć wewnętrzny spokój, kiedy ktoś obgaduje za plecami, inny ktoś przychodzi i o to pyta, a jeszcze inna osoba dodaje posty na facebooku, że przecież super się ze mną bawi, a potem 'fuczy' po kątach?<br />
Jak znaleźć wewnętrzny spokój w mieście pełnym hien, szczurów, lisów lub też wiewiórek, udających glam-gryzonie, a w rzeczywistości będącymi szczurami z ładnymi ogonami?<br />Nie dojeżdzam teraz do pracy, omijają mnie tłumy ludzi na stacji Waterloo, w metrze, pociągu. To chyba dobrze: mniej zarazków, brudu i smogu. Mniej sfrustrowanych miernot i ludzi sukcesu, którzy pędzą ruchomymi schodami stojąc w miejscu, jak gdyby sztywniały im kolana, gdy tylko na nie wejdą.<br />Omijają mnie twarze wpatrzone w laptopy, telefony, gazety. Ręce śmiecące pod siedzeniami, wycierające w nie masło z kanapek. Omijają mnie zęby i migdałki innych ludzi, które można podziwiać podczas ich ziewania. Nad głową słyszę oprócz gwizdu wiatru samoloty, z rzeszami ludzi, którzy szukają spokoju, katharsis, a bardziej realnie- pracy, pieniędzy, domu, sukcesu, żony/męża. Czasami mówię do dzieci, żeby pomachały w kierunku samolotu, do pana pilota, zastanawiając się, do jakiego ciepełka w taki mroźny i wietrzny dzień lecą. Jak dobrze, że te małe istoty, zafascynowane wielkością metalowej bestii nie zdają sobie sprawy z rezultatów rozwoju lotnictwa, migracji i globalizacji. Będą to rozumieć za kilkanaście lat. Tymczasem pomachajmy razem do pana pilota: "Bye bye'...Bye bye spokoju i folklorze, który zanikasz, niczym poranna mgła do południa. Bye bye przygodo, relaksie, beztrosko, bye bye wolnym myślom, bez akompaniamentu szelestu banknotów i rzęchu monet. Bye Bye wartościom bezcennym, a wystawianym na próby czasu i przestrzeni (chyba należy wymienić: rodzina, przyjaciele, miłość, przyjaźn, lojalność, spokój i harmonia). <br />To krwiożercze pazury bestii wielkomiejskiej codzienności próbują wybić mi okno i gwiżdżą sobie beztrosko. Spróbuje jednak zostawić cząstkę swojej tożsamości, swoich wartości i gnać przed siebie. Może opłaciło mi się obycie ze szkockimi wiatrami. Podmuchy wiatru, nawet te silne, już tak nie drażnią skóry. sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2625026016279834963.post-16696913858524994962014-02-01T12:26:00.002-08:002014-02-01T12:26:51.039-08:00what should I write, what can I say..<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7hLixJ7Jk3-Gio4FU1kOqBwnL5nRMxh5dL3rI-cfak7QAySXib2vxa0EGddPtQsUQn6qzQeNPGQ5Ih-vhkOeze3FncbHJmH74ULHwHxGRD1g9VefWvH_h1rLdy7KsTlTNzL-ZkTYW4qmJ/s1600/ci.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7hLixJ7Jk3-Gio4FU1kOqBwnL5nRMxh5dL3rI-cfak7QAySXib2vxa0EGddPtQsUQn6qzQeNPGQ5Ih-vhkOeze3FncbHJmH74ULHwHxGRD1g9VefWvH_h1rLdy7KsTlTNzL-ZkTYW4qmJ/s1600/ci.jpg" /></a></div>
Tak właśnie...posłuchajcie:<br /><br />https://www.youtube.com/watch?v=uWMWIZNQbIU<br />
<br />
<br />
<br />
<br /><br />'Czemu tożsamość płynie w ciszy, nie wrzasku..?'<br /><br /><br />sunflowerhttp://www.blogger.com/profile/09643054742356439804noreply@blogger.com0