niedziela, 2 czerwca 2013

...

Wlasnie przeczytalam poprzednia notke, fragment dotyczacy mieszkania...
Co za zal...

domki ze slomy..




Witam,

Po takiej nieobecności nie wiem nawet, jak się przywitać.
Moglabym napisac ‘dzien dobry’ , ale jakos mi nie w sosie zaczynac od takich rarytasow.
Jako, ze pisze na innym laptopie-bez polskiej klawiatury,  z góry przepraszam za brak używania polskich znakow, nie zwykłam ich omijac, a już tym bardziej nie tu gdzie zyje.
Druga sprawa wstepna dotyczy kompozycji. Po długiej nieobecności powinnam tu popelnic epopeje, mogę się porwać na takie szaleństwo-nigdy nie wiadomo, dlatego tez podzielę notke na rozdzialu, by porządku stało się za dość. Mam nadzieje, ze uda mi się skladnie ująć te kilka dobrych tygodni w calosc, przynajmniej na blogu…
Rozdzial 1- Polskie mrowki.
Z czego slyna te przecudne stworzonka? z pracowitości, rzecz  jasna, nawet ponad sily. Kojarza mi się z Polakami, którzy przyjezdzaja do Lodnynu, w ogole- za granice. Sa mali, w tak ogromnej metropolii, w mrowisku, które buduje się , istnieje, dzięki czyjejś pracy. Jest ich tu tyle, co mrówek w mrowisku. Liczba urodzen Polakow w Londynie jest druga w ogolnych statystykach, zaraz po angolach. Polski to drugi jezyk używany w Londynie, zaraz po angielskim. To smutne. Naprawde, chce mi się plakac, jak cos takiego slysze, nasze miejsce jest w pięknej Polsce. Nie da się opisac tej zlosci, która drzemie gdzies gleboko ludzi wrażliwych, w jakiś sposób patriotycznych, choć jednocześnie zdrajcow. Może to ostre slowo, bo każdy walczy jak może. Ale w Polsce tez walcza…Zatem mrowki pracują ponad sily. Pamietam, ze jak bylam mala mama mowila na mnie ‘mrowka’, bo mam ciemne wlosy, bylam drobna, wiec bylam ‘mala z czarnym lebkiem, jak mrowka’. Teraz można było znaleźć więcej powodow do nazwania mnie takim insektem. Przez 4 miesiace pracowałam w szkole, każdy gratulowal, mówili, ze to naprawdę dobrze, ze po tak krótkim czasie w UK znalazłam prace w szkole. Przetlumaczylam dyplomy, zaplacilam za to sporo, zrobiłam dodatkowy kurs platny, w szkole zrobili nam jeszcze 2 kursy. Także powinnam tryskać energia i skakać z radości snując plany na przyszlosc. Ale to wszystko wygladalo zupełnie inaczej. Najpierw może o dobrych stronach (napisze po dwukropku): doświadczenie, praca w zawodzie, dość fajnie platna, poprawil mi się angielski, bo nie było zmiłuj, ze po polsku, zdobyłam doswiaczenie z dziecmi trudnymi (można to tez uznac za minus niestety),nauczyłam się pisać plany zajec, ciężkie, skomplikowane, no i wiedza, zdobyta podczas pracy. To wszystko mogę w przyslosci wykorzystać. A teraz o rzeczach, których wolalabym nie powtarzac. Jak już wspominałam na pewno w poprzednich notkach, pracowałam dość długo, tak naprawdę od 8 do 18. Przerwa powinna trwac 45 min, przeważnie jej nie miałam, bo robiłam rzeczy na kolejne lekcje, bo inaczej siedziałabym po nocach. Wycinanki, sranki, rysowanie, przygotowywanie Sali przed lekcja (czyli nie jak w większości przedszkoli walniecie klockow i lalek na srodek) ale zrobienie tego wg planu, wg podstawy programowej, by wykorzystać cala przestrzen i by wszystko wygladalo jak na wystawie, zanim dzieci wtargną do pokoju i zrobia rozpizd ze wszystkim w ciągu 5 minut. Także podczas przerwy zjedzenie na szybkości w ciągu 10 minut to był max. Przychodzilam do domu, raz w tygodniu siedziałam nad planem na następny tydzień, zwykle 4-5 godzin, bardzo szczegolowe dziubdzianie na temat wszystkiego, co się ma stać na 30min lekcjach. Coz jeszcze? Ach, często po pracy pisałam obserwacje dzieci, wycinałam cos na następne lekcje, jeśli nie zdazylam na przerwie. Czasem jeszcze przez kilka godzin szukałam obrazkow, ktoremialam dopasowacdo lekcji, to dla dzieci, które były dwujęzyczne, żeby wiedziały ocb. Pisze to wszystko, żebyście wiedzieli, ze to był zapierdol-wybaczcie slowo, ale ono opisuje najlepiej te harowke, której doswiadczylam. To wszystko raz na miesiąc kontrolowane było na spotkaniach z dyrektorka i liderka na piętrze, która miała nas pod sobą 3, ale tylko ja bylam od niej krócej w szkole, wiec na kim najbardziej ‘skupiala się’ pani nauczycielka stara panna? Na mnie, oczywiście. Ta suka, bo inaczej jej nie chce nazywać, snila mi się po nocach, budziłam się spocona ze scisnietym zoladkiem i z takim wlasnie zoladkiem wychodziłam do pracy. Pilnowala wszystkiego. Rozumiem, musiala, bo taka jej praca, ale nie pilnowala nikogo innego, nikogo innego się tak nie czepiala, jak mnie. Wszystkie nauczycielki, mogly podczas prowadzenia lekcji siedzieć na krześle- do mnie wparowala razu pewnego i powiedziała: ‘masz siedzieć na podłodze-z dziecmi’. Pomyslalam sobie-ok, zrobie to, choć po 3 miesiacach zaczelo midokuczac kolano i zanim je po 30 minutowej lekcji rozprostowalam zajmowalo mi to jakies 10 minut. Ok, taka praca, mysle sobie. Ale potem pojawily się rzeczy z kosmosu, rzeczy nie fair. Wszyscy mogli po uśpieniu dzieci uzywac laptopow to robienia tych cholernych planow-ja nie, upomniała mnie raz, przestalam uzywac. OK. Siedzialam godzinami w domu, robiąc te jebane plany. Jak cos było zepsute zaraz leciała do mnie i pytala ‘czy Ty przypadkiem nic o tym nie wiesz..?’. Raz doszło do tego, ze po 3 razie pytania mnie o zepsuty folder nie wytrzymałam i rozplakalam się na srodku sali przez te suke. Nie wytrzymałam, puscily mi nerwy, ile można kogos za cos winic. W końcu powiedziałam Zoe(to taka fajniejsza czesc załogi, bardzo szczera wyluzowana ciemnoskora dziewczyna, z która pracowałam, najwięcej z nia rozmawiałam, na luzie i szczerze), ze czuje się obwiniana czasami zato, za co nie powinnam. Wspomnialam jej o moich obawach, o tym jak się czuje. Zawsze mowila-nie przejmuj się, bierz to przez pol. Co jeszcze mogli inni a ja nie? Wyjsc z pokoju na 10 sekund podczas lekcji, po cokolwiek, bo się zawsze czegoszapomni. Kiedy raz zostałam za to upomniana przez pania liderke, probowalam wytlumaczyc, ze ja tylko na kilka sekund po aparat, bo chce zrobić dzieciom zdjecie, jak cos robia (musieliśmy do obserwacji dolaczac zdjęcia dzieci) , ale stara panna odpowiedziala: ‘masz zacząć mnie sluchac i przestać komentowac’. Ok-wkurwiona wrocilam, pomyslalam, ze cos jest nie tak, bo ja nie jestem jednym z jej uczniów, nie może mna pomiatać. Na spotkaniach z dyrektorka wspominałam, ze nie chciałabym, żeby liderka zwracala mi uwagę przy dzieciakach, ze cos robie zle, bo one to wylapuja i mnie nie sluchaja, bo widza, ze je tez kogos słucham, wiec mogą mnie testować-takie sa dzieci. Mialo się poprawić, ale potem było to samo. Coz jeszcze… zarzucano mi ze nie jednocze się z gronem nauczycielskim, bo podczas przerwy nie rozmawiam z innymi o zyciu prywatnym (!!!)..to było dla mnie chore, ale pani stara panna wymyslila, ze pojdziemy w srodku tygodnia do restauracji na obiad, bo kurwa ona chyba nie ma zycia prywatnego. Powiedzialam, ze mój chłopak ma wtedy wolne popołudnie i nie chce się z nim widzieć, bo ostatnio widziałam się z nim 4 dni temu (!!!),  a z nim mieszkam…zgadnijcie co zrobila-zmienila date wyjścia. Wiec skonczylam prace o 16, wyjątkowo wcześnie, poszlam do domu, ogarnelam się i ledwo zywa poszlam do tej restauracji, siedząc z dala od niej zjadłam obiad , pogadałam z innymi-nie z nia, i wyszłam. To było chore, uwierzcie. Zmuszanie kogos na przymusowe wyjścia sluzbowe..kurff..Przychodzilam do domu padnieta, zjadłam cos, umylam się i zasypiałam przed 21, psychicznie i fizycznie zmeczona. Mój biedny Bunny patrzyl tylko, czasem pytal, czy ogladniemy film, zaczynałam ogladac i po 15 minutach było po mnie. Super prywatna szkola-wykanczalnia. Kazda z tych pan, dziewczyn pracujących tam miała podobne zycie. O 22 to już nie wiedziały o bozym swiecie. Dlaczego pisze w czasie przeszłym? Już długo zastanawiałam się, czy nie zrezygnować. Rozmawialam z Bunnym, myslalam ze będzie zly, a on tylko powiedział: ‘to Cie wykończy. Nie masz zycia’. To dobra praca, ale nie kosztem zdrowia. Wciąż się zastanawiałam.

W pamiętny wtorek miałam rozmowe z liderka, przed spotkaniem z dyrektorka, wtedy miałam przejść na staly kontrakt. Pytala, czy wszystko przygotowałam i czy pracuje nad targetami, czy zaczelam sobie radzic z dziecmi. Odpowiedzialam, ze staram się mocno, ale sa rzeczy nie do przeskoczenia, jeśli ktoś mowi, przy dzieciach, ze nie ma nauczyciela (podczas gdy ja tam stoje!!!), albo zwraca mi uwagę przy dzieciach, dzieci wylapuja, ze nie musza mnie sluchac i jest mi wtedy ciężej. Ta się odwrocila plecami, powiedziała, ze ta rozmowa nie ma sensu, ze wszystkich obwiniam. Powiedzialam: ‘chyba nie warto mieć tu własnego zdania, tak mi zresztą powiedzialas, ze mam przestać komentować, wiec przestane’.Po kilku minutach pobiegla do dyrektorki. Wtedy pomyslalam-tyle, nie wytrzymam. Koniec. Po przyjściu do domu napisałam plany, list z rezygnacja i na drugi dzień podczas spotkania z nauczycielkami powiedziałam,ze zamierzam dac dyrektorce list z rezygnacja. Wszyscy galy wytrzeszczyli, jedni glowy w dol, bo nie wiedzieli co powiedzieć-tez bym nie wiedziała.Potem poszlam do dyrektorki z zapytaniem, czy nie znalazlaby  dla mnie kilku minut. A ta do mnie: będzie dla Ciebie lepiej jak weźmiesz rzeczy i opuścisz szkole. Ja w szoku, pytam, czy nie może mnie wysluchac, ona odpowiada, ze jest zajeta, nie ma czasu i ze nie chce mnie nawet sluchac, Mam wziąć rzeczy i wyjść. Ja jej mowie, ze to nie fair, nic zlego nie zrobiłam i daje jej list z rezygnacja. Oczywiście inni nauczyciele stoja niedaleko i się przygladaja probujac ogarnąć dzieciaki. Ta się pyta; ‘co to?’ –odpowiadam, ze list z rezygnacja, a ona ‘daj mi to’. Wkurwiona jak 150. Podejrzewam ze nazajutrz chciała mi wreczyc taki list po pogaduszkach ze stara panna, ale zrobiłam to wcześniej, wiec się wkurwila z deczka. Pilnowala mnie caly czas, kiedy zabierałam rzeczy z szafki, jak jakiegoś pedofila-zlodzieja z Polski…powiedziałam, żeby się nie martwila, ze niczego jej nie ukrade, zaczela mi wyciagac z reki jakies kartki i mowic, ze to wlasnosc szkoły, czesc rzeczy wzielam i powiedziałam, ze drukowałam je w domu. Powiedziala, ze nie będę w stanie znaleźć pracy w zadnej szkole (!)…wiec ja jej na to mowie, ze to co robi nie jest profesjonalne. Powiedziala mi ze to co ja zrobiłam było nieprofesjonalne (w kontrakcie miałam jasno powiedziane, ze mogę zrezygnować z tyg wypowiedzeniem, wszystko było czyste). Mowie jej tez, ze nieprofesjonalne i nie fair było mowienie mi przy dzieciach, ze nie jestem nauczycielem, a ta z ryjem: ‘bo nie jesteś!’ i trzasnela drzwiami. Wyszlam. Z moimi rzeczami, nawet mi brewka nie dygla, trzymałam się az do polowy drogi do domu, Wtedy, kiedy bylam już pewna, ze nikt z tej szkoły mnie nie widzi rozplakalam się, a zoladek zaczynal mi się rozkurczac. Czulam ulge, ze wreszcie nie będę musiala widywać ryja tej starej panny. Zobaczymy, jak się wywiaza z kontraktu, bo ode mnie wszystko było legalne. Zobaczymy,poki co czekam. I nie zaluje, bo mogłam się tam wykonczyc. Tam pracujesz jak robot, a jak nie-wylatujesz jak pies. Jedna dziewczyna po ugryzieniu przez jakiegoś owada dostala zakazenia, miała czerwona prege do ramienia, zauwazylam to i powiedziałam jej żeby pedzila do lekarza, bo ma zakazenie krwi (przecież to dla mnie takie oczywiste, nie musze być lekarzem, sama sobie jej nie namalowala!!!). Ale dyrektorka powiedziała, ze moze sobie isc do lekarza, ale dopiero po skończeniu pracy (czyli jeszcze4 godz miała siedzieć w pracy, wiemy wszyscy-jak kreska dojdzie do serca-wszystko się może zdarzyć!), poszla bidula, dostala leki, chcieli ja zostawić w szpitalu…ale na drugi dzień zobaczyłam ja w szkole, z welfronem w dloni (!!!), bo musiala przyjść. Zajebalabym, wybaczcie, ale jak sobie o tym mysle, to mnie ogarnia nerwica. Ja bym wyszla, nie ryzykowałabym zycia dla pracy…Potem dziewczyna dziekowala mi, ze jej powiedziałam, ze to poważne i ze dziwne, ze ja to wiem, ale dyrektorka się zloscila, ze doradzilam jej pojscie do lekarza, bo ja lekarzem nie jestem, żeby o czyms takim decydować (!!!!!!!!)…W dniu odejścia napisałam jeszcze smsa do Zoe, z podziękowaniami, bo uznałam, ze z nia warto się pozegnac i podziekowac jej za wszystko, co dla mnie zrobila. Odpisala milo, z dobrymi zyczeniami na przyszlosc.
Zatem moja przygoda z super prywatna szkola dla dzieci bogatych rodzicow konczy się w tym momencie. Moral z tego taki, ze budując domki ze slomy, można sobie przez przypadek zburzyć domy z cegiel. Chce budowac cos cennego w swoim zyciu, czego fundamentem nie jest pracoholizm i pieniądze..bedzie dobrze.

Rozdzial 2- Szkocki weekend
Zaraz zanim zrezygnowałam z pracy miałam przyjemność pojechać zmoim Bunnym do Szkocji. Mnostwo wspomnień, dobrych i złych. Spotkalam znajomych, Dziunie i Zone, mogłam zobaczyć co u brata. Zatesknilam zamieszkaniem, a czemu –odpowiedz w następnym rozdziale.
Pojechalismy nad Loch Lomond, piękne jezioro otoczone gorami, wsponalismy się na szczyt jednej góry, przeskakiwaliśmy przez rzeczke, zjedliśmy tam kanapki i wypiliśmy piwko i drinka-było cudownie swiezo, pięknie, wietrznie i spokojnie. Patrzylam na ten kawalek swiata z góry i myslalam, ze sa rzeczy ważne i ważniejsze, to, które będą obecne wTwoim zyciu, zależy tylko od Ciebie. I w zyciu nie zamieniłabym tego weekendu za inny, na przykład platny weekend z pisaniem planu w roli glownej. To,co daje obcowanie z bliska osoba, z natura nie da nam żadna mamona. Zastanawiam się teraz nad powrotem do Polski. Caly czas o tym mysle, nie tylko ja, Bunny tez. Myslimy o 2 latach tu i srruuu. Sa tu możliwości, ale komfort psychiczny, rodzina, swój kraj-nic tego nie zastapi.
Taki oto sentymenty po wyjeździe do Szkocji, od której przeciez wszystko się zaczelo.

Rozdzial 3- Ratatuj
Po przeprowadzce myśleliśmy, ze chwyciliśmy pana boga za nogi. W koncu prywatny kat, bez wspolokatorow (choć teraz to już nie wiem). Wlasny bałagan i wlasny porządek. Ja –blisko do pracy-jaka bylataka była, ale miałam blisko. Ale zaczelo się komplikować. Chinole za oknem dobudowali sobie zaplecze, co zabiera nam swiatlo. Druga sprawa: kiedyś, razu pewnego padal intensywnie deszcz. I co wtedy? Zaczelo nam kapac,kapac…a potemlac się z sufitu nad kuchenka.. Po dochodzeniu ustalone zostało, ze to nie przez sasiadow, tylko przez deszcz. Ciezko się spodziewać, ze nie będzie padac w Londynie. Zglaszanie do agencji nic nie daje, maja nas w nosie, nie boja się straszenia. Prosimy już 2 miesiac..co ja to jeszcze…achaaa!!! Kiedyś wyszłam sobie na ogrodek planując, gdzie by tu zasiać maciejkę..marzac sobie, kiedy wreszcie zakwitnie to drzewo rozane. Nagle zobaczyłam stworzonko, za którym nieprzepadam: szczur wyszedł sobie na spacerek i wszedł do rury, która biegnie nad murkiem wokół naszego ogrodu… Na drugi dzień zobaczyłam kolejnego, jak przechadza się po ogordze. Od tej pory zgłaszamy agencji o nowych lokatorach-zero odpowiedzi…no i oczywiście od tej pory nie wychodzę na ogrod, nasiona maciejki schowałam do szuflady…Jakis tydzień temu agencja przyslala pana zlota raczke, Polaka, żeby zobaczyl laskawie sufit. Wyszedl sobie na ogrodek i glosno krzyknal: ‘jakaaa pizdaaa!!’..Bunny wyszedł, a im oczom ukazal się spory szczur..myslicie sobie-jak to, nie uciekal? A no nie, bo lezal zdechly…zresztą lezy do tej pory, nikt się nie pofatygowal, żeby go zabrać, po wielu zgłoszeniach…nie pomaga zgłaszanie tego do urzędu, maile, telefony. W domu tez cos cuchnie w jednym miejscu przy podlodze,może jakis kolega tamtego zjadł trutke i wszedł sobie pod nasze schodki w podłodze. Wzial i zechl, no bywa. Szkoda ze pod nasza podloga. Jest mi niedobrze..aaach, a od kilku dni wylatują nie wiadomo skad, z kosmosu chyba, ogromne muchy, zabijamy jakies 20 dziennie..Podejrzenie pada na niezyjacego szczura pod poslaga, który tez jest niezłym kaskiem dla takich much..mamy dość. Pisanie i telefony nic nie daja. Jutro zamierzamy isc i powiedzieć o rezygnacji, taka dostaliśmy porade w urzędzie. Nie sadze, ze to jest zdrowe dla naszego zdrowia. Mieszkanie z zewnątrz ladne, a okazało się totalna porazka, podobnie jak agencja, od której je wynajelismy..mam ochote podpalić to wszystko. Wszystko się okaze.Obysmy tylko zdrowotnie to jakos przetrwali. Ja mam na wstępie katar, zatkane zatoki, niewykluczone ze przez to.
Tak się zyje w miescie kanalow. Trzeba być ze szczurkami za pan brat,może jakiegoś ratatuja ugotują, choć na glowe im sobie na dam wejść.
Tak się zyje w UK. Tak się nam zyje…

PS: wybaczcie bledy, to dluga notka. Nie mam sily wszystkich poprawiac,zrobiłam to tyko z czescia tekstu. Nikt nie jest idealny, nic nigdy nie jest idealne. Jakos się ulozy, bo zawsze musi być ‘jakos’.