niedziela, 23 września 2012

Licho

Czai się za każdym rogiem, a podczas jesieni to już  w ogóle. A ta zaczęła się bez pytania, wkradła się w chmurzyska, powietrze i drzewa. Dopóki świeciło słońce, to jej zapach umilał poranne wyjście do pracy, którą właśnie znalazłam, męczący powrót, wyjście do sklepu itd. Ale teraz, kiedy słonce się schowało, a zaczął padać deszcz jesień jest już mniej znośna, tym bardziej, że nie oddycham przez nos. Tak, drugie przeziębienie, w ciągu 2 tygodni, pierwsze przeszło, niestety nie na dobre. Dobrze jest czasem czuć zapach deszczu, ale tego letniego. Jesienny, choć rześki, niesie choróbska, chłód i wilgoć.Marzy się wtedy o słońcu. Dlatego dziś wystawiłam zasmarkany nos tylko wtedy, kiedy wyszłam po Bunnego, żeby otworzyć domofon.
A co u mnie? Napisałam 2 już artykuł dla portalu i właśnie go wysłałam. Cieszę się, że mogę to robić, bo pisanie sprawia mi wielką frajdę, a jeszcze kiedy wiem, że jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś to przeczyta, to cieszy mnie to tym bardziej. Wiem, że teraz będę mieć mniej czasu, ale postaram się z siebie wycisnąć całą moją pomysłowość i zadziorną kreatywność, żeby tworzyć w miarę mądre, a przy tym lekkie teksty. Kolejny tekst ma tytuł "Noś dobre ciuchy-uliczna parada manekinów". Czekam na jego publikację z niecierpliwością ;)
Co więcej? Dostałam pracę, jak już wcześniej wspomniałam. I wiecie co? Jestem nienormalna, bo chyba potrzebuję kopniaka za to, że się tym bardziej nie szczycę. Kiedy ludzie pytają: "Znalazłaś pracę Ula?" odpowiadam, że tak-znalazłam, dostałam pracę w przedszkolu i że to lepiej, niż np. w restauracji (wyjaśnienie-kilka postów wcześniej). A powinnam odpowiadać z wykrzyknikiem, z większą radością, zachwytem. Cieszę się, że znalazłam pracę w przedszkolu, w zawodzie, bo inni, kiedy szukają pracy w nowym miejscu trafiają gdziekolwiek, byleby się zahaczyć. A ja, pomimo, że trochę czasu byłam bez pracy, będę w miejscu, w którym coś znaczę, nie tylko dlatego, że daję jeść-jak w restauracji, czy dlatego, że utrzymuję gdzieś czystość. Moje przygody z pracą w UK wiele mnie nauczyły, pokory, cierpliwości, wytrwałości. Bywałam w miejscach, w których nigdy nie będę chciała być, a jeśli się w nich nieszczęśliwie znajdę, to nie doznam wielkiego szoku i wiem, że sobie poradzę, bo już tak się kiedyś stało. Mimo wszystko, chciałam trafić do miejsca, gdzie ktoś będzie miał dla mnie respekt, jako do pracownika, szanował moje umiejętności i wiedzę. Zapowiada się, że tak będzie. Mam gromadkę dzieci, które po 1 dniu zaczęły mi ufać, ściskają mnie na powitanie i żegnają się pytaniem: "przyjdziesz do nas jutro?". Wszystkie są ciemnoskóre, południe Londynu w końcu, ale nie przeszkadza mi to, nawet czegoś uczy. Połowa z nich jest tam tylko po to, by dostać jeść i po to, żeby nic im się nie stało poza domem, ale ja postaram się oprócz tego dać im mnóstwo ciepła, co zaczęłam robić już 1szego dnia, mnóstwo poczucia bezpieczeństwa i zadbać o ich rozwój, bo rodzice niektórych mają to gdzieś-niestety. Przedszkole jest daleko od miejsca, gdzie mieszkam, jadę tam codziennie 1,5 godziny. Mam nadzieje, że męka transportowa-uwierzcie, to dla mnie naprawdę męka: 1,5godz w metrze, opłaci się mi i dzieciakom.
Co poza tym? W soboty będę jeździć do polskiej szkoły, bo poproszono mnie, żebym została asystentką nauczyciela w grupie 3-4latków. Polskie szkoły zazwyczaj zwracają tylko za dojazd-tak też jest i tu, ale spróbuję. Doświadczenie zawodowe-to jedno, wpis w CV- to drugie...a trzecie-mało czasu na odpoczynek. I teraz będzie właśnie o tym.
Leżę już w łóżku, a odkąd mój Bunny przyszedł z pracy, zjadł, napił się herbaty..i siedzi przy 2 kompach i tłumaczy teksty (rozpoczął praktyki translatorskie online ). Potrwają do końca roku, sporo czasu spędza przy kompie. Robi to z tego samego powodu, co ja piszę za darmo artykuły, czy jeżdżę do polskiej szkoły jako wolontariusz- doświadczenie i dodatkowa linijka w CV. I choćbym się dwoiła i troiła, to nie jestem w stanie mu pomóc, bo to nie mój świat, nie znam się na tym. Wiem, że sobie poradzi, rozmawialiśmy o tym, że czasami będziemy się mijać. Nie czasami-często. W tygodniu to pewnie będziemy spędzać czas w łóżku (uspokój się, chodzi mi o sen, w większości ;) ) albo wypijając wspólnie mate. Boję się trochę takiego życia, wzajemnego mijania, dawania sobie buzi w biegu, tęsknoty za facetem, w którym jestem zakochana, z którym mieszkam, a widzę go (nie "widuję") raz na tydzień. To wina pogoni za światem, który tak nam każe żyć. To wina tego miasta, które pędzi. Mam nadzieję, że nie w tym śmiesznym londyńskim labiryncie znajdziemy codziennie przynajmniej jedną wartościową chwilę, która pozwoli nam chwycić się za ręce, popatrzeć na siebie, przystanąć na chwilę, wspólnie pooddychać, zamienić słowo. Powiedzieć sobie "dobrze mi z Tobą". Albo szepnąć sobie po ciężkim dniu pracy- "tęskniłam".

PS: Anna Maria Jopek - "Licho"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz