środa, 31 lipca 2013

Membrany



Czasem do jednego szczegolu sprowadza sie mylenie o calym swoim jestestwie. Czasem jedna rzecz, jedno zdarzenie potrafi tak czlowieka przygniesci I zmusic do myslenia, ze wydaje sie,ze przez kolejnych 15 wcielen nie bedzie w stanie sie usmiechnac.

Przeprowadzka, pakowalam rzeczy w czasie, kiedy Bunn byl w pracy. Poza tym taka byla umowa, ze przy tej przeprowadzce to ja pakuje wiekszosc rzeczy, on tylko swoje syntezatory I sprzed elektroniczny.
Zatem przez te kilka dni moj wolny czas chowal sie do pudelek. Owijalam go tasma I myslalam, jak ten czas leci, jak to wszystko pedzi, biegnie, dopiero cieszylam sie z wprowadzenia sie do malego studia z ogrodkiem, a teraz znow przeprowadzka. Dzis kulminacja, bo mial przyjechac kolega z vanem.Zmeczenie, fizyczne, psychiczne I pudelkowo-reklamowkowe. Zostaly tylko te rzeczy, ktore zabieram do Szkocji, a potem stamtad do Polski. Juz prawie wszystko spakowane. A. powiedzial, ze teraz pasowaloby przeniesc te najwieksze rzeczy jak najblizej drzwi, zeby je w pierwszej kolejnosci wniesc do vana. Tak tez zaczelismy robic. Wzielam taka dluga szafke na plyty CD/DVD, ktora nieslismy z Ikei jak jakies Zbyszki z Kopydlowa..Miala wysuwane deseczki. Nagle, kiedy probowalam manewrowac nia pomiedzy sterta pudel przechylila mi sie I 3 deseczki spadly z hukiem. Uslyszalam tylko halas. Jedna z nich spadla na podloge, druga na moje ramie, ale nie poczulam bolu..ten odczulam kiedy A. powiedzial mi: 'patrz, co zrobilas'..obejrzalam sie tylko I zobaczylam roztrzaskana membrane bebna, ktory dostalam od A. na urodziny..piekny, pieknie brzmiacy djembe..przez kilka minut stalam jak wryta, patrzylam raz wpodloge, raz na A. Na beben juz nie patrzylam. I wtedy sie po prostu rozplakalam. I wtedy poczulam bol na ramieniu, ale nie rownal sie z tym, ktory huczal mi w glowie. Zabolalo mnie w sercu. To jakby jakas warstwa w serduchu pekla mi nieodwracalnie. Plakalam przez chwile, A. nie mowil nic. A ja myslalam, ze tak wlasnie wyglada moje zycie tutaj. Chce dobrze, staram sie, manewruje, zmiejsca na miejsce przenosze to, co moje lub nie moje, to co sobie tu przytargalam wlasnymi rekami. Ale zawsze cos nie wychodzi, cos innego sie niszczy przez wybieranie pewnych dzialan. A. zaczal pocieszac mnie, ze dobrze, ze nic mi nie jest I ze jedna z tych deseczek nie spadlami na glowe. Pomyslalam: moze bym sie opamietala I zaczela wreszcie cos konkretnego. Zaczal mowic, ze moze mozna to naprawic. Wiem, ze mozna. Wiem, ze mozna naciagnac skore na beben. Ale to juz bedzie inna skora, inna membrana, inny beben. I chyba inna ja. Staram sie zawsze z calych sil robic to, co dla mnie dobre. Albo to, co jest uwazane za dobre, choc niekoniecznie u mnie jest to tym samym.

Co zrobic, zeby wszystko 'gralo'? Co zrobic z membrana? Co zrobic z kawalkiem serca, ktore zmeczone wyobcowaniem, poswiecaniem, tolerowaniem swojej niedoskonalosci w zupelnie obcym kraju-pomimo przesytu milosci dawanej I otrzymywanej- w ktoryms miejscu dzisiaj peklo..?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz