czwartek, 19 września 2013

esy floresy ..


Pomyślałam, że po takim czasie warto tu zaglądnąć i zostawić po sobie jakiś ślad, choć znalazłoby się więcej rzeczy do zrobienia.

Czas mija, już jesień. Nie znoszę jesieni. Zawsze lubiłam pierwsze dni września, pachniało liśćmi, jeszcze ciepłym wiatrem i szkołą. Ale po kilku pierwszych dniach widac było zmianę pogody na gorsze, codzienność nie pozwalała myśleć o wąchaniu liści czy wiatru. Tak jest i teraz, chłodno, plucha, wieje i kapie z nosa.

Ze spraw prozaicznych:

Przeprowadziliśmy się, już po powrocie z Polski zamieszkaliśmy w innym mieszkaniu, z dziewczyną z pracy A. i jej chłopakiem. Są przyjaźni i mili, nie narzekam, choć widzę już po sobie, że nie jestem typem człowieka, który może pomieszkiwać z różnymi ludźmi, potrzebuję spokoju, prywatności i swojego wlasnego spojrzenia na to, co wokół mnie. Nie lubię uzależniać planów mojego dnia od planów obcych mi tak naprawdę ludzi. Nie muszę przecież robić prania wtedy, kiedy ktoś inny..? Ale mieszkanie jest czyste, jasne, w pokoju nawet dość miejsca, więc jakoś nam się żyję. Okolica w miarę ok, jest tu dużo hindusów, ale tych spokojnych, z rodzinami, lepsze to, niż całe czeredy 'czarnych' nawalonych typów.

Dostalam prace jako niania w polsko-holenderskiej rodzinie, która śpi na pieniądzach. Jestem tam tylko przez 3 dni w tygodniu, ale dobrze płacą, więc chcę się tego trzymać. Mam uczyć 4 letniego chłopca mówić po polsku, bo mówi 'tylko' po holendersku, angielsku i troche po francusku-biedaczysko..
Poza tym szukam czegoś dodatkowego.

Cóz poza tym? Znajomi M i B przyjeżdżają w październiku do nas na tydzień i mam z tego radochę, bo 'swoi ludzie' nas odwiedzą :) Zobaczą tę betonową dżunglę, tłumy ludzi, fajne i mniej fajne miejsca, bo nigdzie nie jest idealnie. Nie będzie naszych wspólokatorów, więc będzie luz i swoboda. Pomyślałam sobie, że byłoby łatwiej, gdziekolwiek by się nie było, gdyby choc garstka bliskich ludzi była bliżej. Będzie tego namiastka, w październiku-oby pogoda dopisała, bo wybieramy się nad morze. I choć kapać się nie będziemy, to fajnie by było, gdyby nie padało, wystarczy nam woda w morzu;)

Chcialabym jeszcze, żeby mama z siorką przyjechały do Londka i zobaczyły to miejsce. Może tak si zdarzy, może je kiedyś jakoś namówię ;)

Cały ten zgiełk i hałas, tłum w metrze i w drodze do niego może przerażać. Często, kiedy wychodzę z metra i idę przez przejście ruchomymi schodami patrzę w górę przed siebie, jak setki ludzi wjeżdżają na górę, a za mną ustawiają się kolejki z kolejnych setek. Myślę sobie, że to chyba nienaturalne, nienormalne i niezdrowe. Patrząc na to, jak Ci ludzie sie różnią od siebie,człowiek czasem nie jest w stanie pojąć, że tyle różnych kultur ( w tym też kultur bakterii, np na poręczach ruchomych schodów, fuuj), ras, narodowości jest w stanie sie pomieścić na jednym przystanku, jednej dzielnicy, a co dopiero w całym Londynie!
Nie chcę już pisać o tolerancjach, akceptacjach, bo nie chcę w sobie rozdrażniać 'lwa', ta kwestia się u mnie niestety zmieniła, nie można przez całe życie chodzić z pacyfka na szyi podczas gdy murzyn, czy inne stworzenie krzyczy za plecami "Fuck you!' albo pakistaniec zaśmieca Ci przestrzeń wokół domu. Są ludzie, których to nie złości, podziwiam. Bo przecież każdy ma swój honor i dumę, swoją wartość.
Cały wachlarz uczuć wchodzi w grę, gdy jest się w świecie różnorodności.
I tak , ostatnio, jedziemyz A metrem, wieczorkiem. Wsiadamy, w środku niewiele luda. Siedzi para afroamerykaninów (ha, jak ładnie napisałam! ;) ) ubrania w jakieś tradycyjne stroje, czarno-srebrno fioletowe. Koło 40-stki lub 50-tki. Typ jakas dluzsza koszula, babka jakas dluga sukienka, ale na głowie,,,kurf,jak sobie to przypomne to sama nie dowierzam, że tam wysiedziałam bez bezdechu :D a babka miała na głowie coś jakby kapelusz, ale taki wysoki,zrobiony z papieru, mial cos z 70cm wysokości, jak siedziała w metrze, to dotykała nim sufitu :D 
Zademonstruję podobny, z tym, że tamta pani miała o wiele wyższy i bardziej rozłożysty :D foto pod notką!
My siedzieliśmy na srodku wagonu, ale w sumie gadaliśmy, trochę senni i zmeczeni nawet nie skomentowalismy tego. Ale zaraz zaczęła się bonanza, bo obok murzyńskiej pary siedziało dwóch nachlanych angoli, którzy jedli frytki i się nimi dławili, bo tak się śmiali z jej kapelusza, że juz nie byli w stanie tego robić po cichu :D wyyyli ze śmiechu,a jeden z nich mówił śmiejąc się jak dziecko, już cienkim głosikiem: 'niech już się to metro zatrzyma, bo zaraz się osikam ze śmiechu'..no i jego śmiech przykuwał uwagę, zarażał kolejne osoby,każdy się odwracał i patrzył, co się dzieje.I wiecie, co było najlepsze? Że ta para afroamerykaninów też się zaczęła śmiać !! :D kiwali na poczatku głową w stylu: "Aleś Ty głupiiii..", ale uśmiechali się jednocześnie,dlatego wszyscy ludzie, jak wagon dlugi uśmiechali się od ucha do ucha.

I chyba jednynym lekarstwem, żeby nie zwariować w tym przekolorowanym świecie jest śmiech, ale obustronny. Nikt nie może być pewien, że na nasz widok ktoś wybuchnie śmiechem, lub też my zrobimy to samo. Warto wtedy pomyśleć o wzięciu czegoś 'przez pół', mniej poważnie. To zawsze lepsze niż pięść czy nóż, którego używa się tu często. Niewielu w tym mieście pamięta o przeponowym lekarstwie. To tak, jak cyborgi. Taki jest Londyn.





foto kapelusza :D



2 komentarze:

  1. Ha ha, takie sytuacje mnei też rozbrajają, nie wiem czy pamiętasz grill u Fibbi :D no po prostu atak śmiechu, jest czasami nie do zatrzymania, ale bierze się on czasami z tego smutku który się kumuluje w ludziskach i w końcu ma gdzieś upust, dobrze że przynajmniej taki! Kiedyś Cie odwiedzę! Aj Promis Sis :*

    OdpowiedzUsuń
  2. heheheh dobre :P Kurcze ja już nie moge się doczekać by zobaczyć to wszystko co opisujesz.. dla mnie to będzie nowość! I mimo że betony, czuby, hałas itd to chce to zobaczyć na własne oczy i tak się ciesze, że dzięki Wam będę miała taką możliwość !!! I tak oby choć troszke pogoda w październiku dopisała żeby móc zobaczyć morze ahhh... pozdrowionki lecą !!
    p.s Akimi :P a z czego wy właściwie wtedy lałyście :P ? bo zdjęcie jest super :)

    OdpowiedzUsuń