wtorek, 24 lutego 2015

Relacje

Nic innego nie mogloby mnie sklonic do tego, by wyruszyc w kierunku polnocnego Londynu. Jedynie cos magicznego. Jedynie cos, co do czego bylam pewna, ze bedzie wspaniale. I bylo. Union Chapel na Highbury & Islington to cudowne miejsce na perfekcyjne wykonania, bo gdy jest czysto i magicznie w muzyce, pozostaje dobrac piekna akustyke.No i grali tam tacy wspaniali, jak Bjork, Sting, czy Florence. Zdarzylo mi sie kiedys byc w innym kosciele na koncercie Stanislawa Soyki. Miejsca swiete maja swoja religijna magie, ale tez jesli tylko dysponuje odpowiednim sklepieniem, podaruje sluchaczowi niezapomniane wrazenia.
No i ta pani Ania...i wierni jej muzycy: Robert Kubiszyn, Marek Napiorkowski, magiczny i 'multiuzdolniony' Pedro Nazaruk. Do tego Pawel Dobrowolski nadajacy rytm i klimat 'przeszkadzajkami'. Ach! Na sama mysl przed koncertem mialam ciarki. Ale po kolei.
Pierwszym zaskoczeniem byla kolejka, ktora dostrzeglismy na miejscu. Byla ogromna, nie spodziewalam sie, ze przyjdzie tyle osob. A drugie zaskoczenie dotyczylo tego, jakie to osoby. Niestety w 'obcym kraju' na polskie koncerty zespolow 'pospolitych', ktore zreszta uwielbiam (np. Hey czy Kult) przychodzi inne towarzystwo. Przewaznie pijane, chcace sie pobawic po polsku osobniki obojga plci. 'Nothing personal'-rzeklabym, ale mimo wszystko czasami takie koncerty pokazuje prawdziwe oblicze Polakow i mimo szczerych checi dojrzenia podobienstwa do innych nacji w kwesti kultury rozrywki- niestety tego nie dostrzegam. Tak czy siak, stojac w 'kulturalnej kolejce', w ktorej to nie uslyszalam ani jednej 'kurwy', przygotowywalismy sie z A. duchowo. Juz po samym wejsciu pomyslalam: 'wow, to miejsce jest bombowe!'. Klimatyczne oswietlenie, zapach kosciola (zupelnie nie wiem, co w nim jest ale jakos kojarzy mi sie glebokimi rzeczami).
Miejsca delikatnie z tylu, ale za to doskonale bylo widac i slychac wszystkich muzykow. Miejsca siedzace, wiec po calym tygodniu pracy plus delikatnym kacyku idealne. Na wstepie poinformowano, ze obowiazuje zakaz robienia zdjec i nagrywania filmow. 'Niefajnie'-pomyslalam, ale byla tego pozytywna strona: skupienie publiki i relacje z muzykami byly bezcenne do doswiadczenia. Nikt nie swiecil telefonami, kamerami, iphonami i innymi wynalazkami. Po prostu widownia przezywala koncert- that's it!
'Cichy zapada mrok' jako pierwszy. Ta piosenka rozmiekcza mi kolana, pomimo, ze siedzialam. Podparlam podbrodek dlonmi i sluchalam tej magicznej czystosci. Tylko pani Ania na malym syntezatorze i Kubiszyn na basie. Jednym slowem: ABRACADABRA!
Potem kolejne utwory, ktorych kolejno nie bede opisywac. Wirtuozeria i lekkosc. Mnostwo improwizacji, co jest dla mnie szalenie istotne na koncertach. To inna podroz, inny tunel wrazen. Kazdy z muzykow mial szanse pokazac, jak te muzyke w tamtej chwili czul. Byly male syntezatorki, a nawet i niewdziecznie nazwany suka szarpany strunowy, ktorym wladal Nazaruk, z tego co bylo wiadomo-po ketanolu i antybiotyku ;) To co on i pani Ania wyrabiali z glosem bylo nie do pojecia. Tak nieskazitelne skakanie po dzwiekach strun glosowych jest dla mnie niczym wladanie czarami. Przez uszy te dzwieki dostawaly sie gdzies gleboko i przenikaly przez cialo do ducha. Niektore ozywialy, niektore kolysaly i koily, jak gdyby wiedzialy, ze tego mi bylo trzeba.
A repertuar? Nic nie moglo bardzie trafic w polskie serca kolatajace londynskim olowiem niz 'Polanna'. To podroz ludowa, poetycka i polska. Piszczalki, kontrabas,akordeon, drewniane przeszkadzajki w polaczeniu z jazzowym folkiem melodii to cos, co pozwolilo powrocic do Polski niejednej osobie na sali. Niektore momenty klujace w oczy szklily wspomnienia o letniej lace, bzyczacych sadach i szumiacych lasach. Tak po prostu, ten zespol byl w stanie to zrobic. Absurdalnie przyjemne podroze w miejscu i czasie. Chcialo sie zalowac, ze kiedykolwiek ujrzalo sie Londyn. Z calym szacunkiem, ale pola i laki wiosna i latem w Polsce nie rownaja sie z niczym innym. I ten beztroski zapach. Tak kojacy, ze moznaby z wdechem wciagnac plasajace sie po niebiesiach chmurki. Ach...
Jedynym zarzutem wobec koncertu, a wlasciwie wobec losu..jest pytanie- dlaczego ten cudowny kwiecisty kraj nie dal mi nigdy szansy uczestniczyc w takim koncercie w Polsce, bym wlasnie tam mogla dzien pozniej wciaz podspiewywac poznane melodie? Jak widac, nie takie miedzy nami relacje..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz