niedziela, 10 marca 2013

Ice Age

Wstyd. Wstyd i hańba. Nie mogę sobie wybaczyć. Tego, że tonę w pracy. Tonę. Nic innego tak mnie nie pochłania. To straszne. Nie mogę się z tym pogodzić, jestem w tej pracy 1,5 miesiąca, a zaniedbałam pewne rzeczy do tego stopnia, że chce się sama uderzyć w twarz. 5 marca ma urodziny moja przyjaciółka, znamy się od 7go roku życia. Zawsze sobie składałyśmy życzenia, każdego roku się spotykałyśmy, nawet "za gówniarza", kiedy nie miałyśmy kasy na prezenty kupowałyśmy sobie czekoladę i oranżadę albo chipsy i gdzieś się siadało, gadało, chichotało...Dziś- dzwonię do siostry na skype, pytam , czy kontaktowała się z naszą przyjaciółką, bo byłyśmy najlepszymi koleżankami we 3, tzw. "Trzy Maryje". A siostra mówiła mi "Tak, no na urodziny, 5 marca"...a mnie jakby ktoś strzelił w pysk, skopał po nerkach, wyrwał owłosienie z rąk (a to mnie boli). Powiedziałam tylko "kurwa" i złapałam się za głowę. Miałam mętlik i zapytałam siostry: "dlaczego mi nie przypomniałaś?". "Myślałam, że pamiętasz, akurat o niej"..Chciało mi się wyć po prostu. Napisałam dziś do niej i ją przeprosiłam. Wytłumaczyłam, że mam teraz straszliwy zamęt w życiu, choć to żadna wymówka. Ona zawsze pamięta. Nawet jak przeniosła się na północ Polski z mężem, straciłyśmy kontakt, to pamiętała. Jak mi jest kurwa wstyd. Po wczorajszym wieczorze zwłaszcza.
Umówiłam się z dziewczynami z polskiej szkoły, pomyślałam, są dość spoko, da się pośmiać, podobne poczucie humoru, a ja grzęznę w tygodniu, "odludziam się", więc stwierdziłam-idę. Umówiłyśmy się na 21. Ok 18stej dzwoni, żebyśmy umówiły się na 21;45-22. Ok. Jestem na stacji 21;50. Dzwonię. Mówi, że będą za 20 minut. Po 20 minutach na zimnej zatłoczonej jak zawszona głowa stacji wysyłam smsa, gdzie są. Po 10 minutach  (czyli po 40 min mojego czekania na stacji ! )dzwoni, że są w McDonaldzie, przy stacji niedaleko, idą siku i niedługo będą. Pomyślałam- o nie, chuj z tym. Może jestem za stara, może to jakaś godność, ale nie będę uganiać się za przyszytymi znajomymi, żeby się napić piwa i wyczekiwać- marznąć na stacji. Powiedziałam, żeby bawiły się dobrze, ale ja jadę do domu, nie będę czekać godzinę na kogoś, kto woli jeść wołowego syfa z domieszką koniny-jak mniemam- niż być na czas. Rozumiem spóźnienia. Ale daje się znać. Rozumiem też, że ktoś jest głodny. Pisze się wtedy, że pojedziemy do Maca, wtedy pojechałabym tam, a nie czekała jak ta pizda na stacji. Miałam dość. Pomyślałam wtedy właśnie o mojej przyjaciółce Malwinie, która zawsze była na czas. Dzień w dzień przychodziła po mnie do szkoły. Zawsze 7:40. Czy byłam chora, czy zdrowa- była codziennie. Przynosiła mi codziennie zeszyty, kiedy byłam chora. CODZIENNIE. Nawet wtedy, gdy miałam półpaśca- to taka odmiana ospy, tylko boląca i piekąca. Nie bała się, że się zarazi. Zawsze wszystko było fair. Wszędzie razem. Nawet jak miała chłopaka, a ja nie- umawiała się ze mną i z siostrą i miałyśmy czas, żeby pogadać. Coś nierozerwalnego, wspaniałego i szczerego. Kiedy było źle z kasą u którejś składałyśmy się na jakieś chipsy czy lody. Jak było źle w domu-czy to u jednej czy u drugiej- zawsze mogłyśmy o tym pogadać, a to niełatwe gadać o najebanym rodzicu. Potem się to rozrzedziło, wiadomo, dorosłość, ona ma męża, przeniosła się niedaleko Szczecina. Ale kiedy jest w pobliżu, ja też to widzimy się. Jest zawsze szczerze. Jakbyśmy miały 10 lat.
Brakuje mi prawdziwych znajomych. Nie tylko jej, jest jeszcze kilka takich osób. Nie tylko po to, żeby ktoś mi przyniósł zeszyty. Ale żebym wiedziała, że ta osoba, z którą przebywam, wie o co chodzi. Zna mnie, akceptuje. A ja ją.

Rozmawiam z siostrą dalej. Mówi, że pisała do niej Majcia, coś o 'dekupażu", coś o chorobach. Pyta, czy widziałam zdjęcia. A ja wryta- jakie zdjęcia? No Majci, tego co zrobiła, na blogu są. I kolejny 'jeb' w ryj. Bo nie widziałam. Mówi mi o tym moja siostra, która nawet nie ma jej w znajomych na fb (to miało być śmieszne, ha ha ha.... ). Odpowiadam, ze niestety nie widziałam, zobacze, dzieki, ze mówisz. I znów. Jest mi po prostu wstyd, że nie wiem, co się dzieje wokół ludzi, którzy coś dla mnie znaczą. To przerażające uczucie, które chce mnie popchnąć do powrotu do kraju. Mojego kraju, moich ludzi. Do tych, których obmywa polski deszcz, bardziej magiczny, choć w nim też jest H2O...

Na końcu siorka się popłakała, bo tęskni. Ja też, ale co mam zrobić, no kurwa coo? Chciałabym, żeby wszystko było proste. Nienawidzę tego kraju, który daje mi możliwości. Gdyby mi ich nie dawał, znienawidziłabym go jeszcze bardziej i wróciłabym do Polski. Tracę możliwość bycia z bliskimi. Ta możliwość się nigdy nie powtórzy. Nie będzie już innego marca 2013, w którym mogłam zjeść niedzielny obiad z mamą i siostrą. W sobotni wieczór mogłam zobaczyć znajomych. Sorry, ale nie w marcu 2013.
Nic tych chwil nie wynagrodzi, ani nic tęsknoty nie zagłuszy. Ona siedzi tak głęboko, że jest w stanie ją wydostać tylko powrót do korzeni.

Niedługo lecę do Polski, choćby skały srały.

Wiem, że obok mnie jest ktoś, kto ociepla mi serce. Ale wiem, że on też tęskni.

Jak długo potrwa epoka lodowcowa w duszy..?

1 komentarz:

  1. Ulcia spokojnie, co do mojej osoby to może i troszkę miałam banie, że tak ciuchutko siedzisz, ale bez jakiś urazów itp.. Nic się nie stanie jak w ciągu tygodnia, dwóch czy tam ile nic nie skubniesz mi pod notą, nie ma co popadać w paranoje. Ja rozumiem to, ze teraz jest natłok pracy u Ciebie i same nowości, wiem bo sama mam tak poniekąd, codziennie harówa na szpitalu, mózg paruje i chce sie tylko odpoczywać, posłuchać głośno muzy i dobrze noc przespać.. tak miałam w tamtym tyg przynajmniej, a w tym druga zmiana więc może będę bardziej ogarnięta. Nie bój, zdarzyło Ci sie zapomnieć o urodzinach przyjaciółki, to jeszcze nic strasznego, Ty dla mnie i tak jesteś o niebo bliżej niż niektórzy wydawałoby się bliscy, do których wcale tak daleko nie mam.. takze nie powątpiewam w to, ze niedlugo zapomnisz jak mam na imię ;) czekam do przyjazdu:*

    OdpowiedzUsuń