poniedziałek, 5 listopada 2012

Potknięcia prowokowane

Dawno mnie tu nie było, a właściwie byłam, zaglądałam, ale jak już przyszło mi do napisania czegokolwiek, nie mogłam sklecić sensownej notki.
Może dlatego, że chciałam, żeby była zabawna, lekka, radosna, ale coś ostatnio nie mam takowego nastroju.
Wyobraźcie sobie paradoks-szczęśliwy związek-naprawdę, czuję się swobodnie, bezpiecznie, słodko, a płaczę z częstotliwością osoby samotnej i nie mającej chęci do życia. Nie z powodu związku, z powodu pracy. Jestem zła, bardzo. Wylądowałam w polskim sklepie, zawsze sobie myślałam, że taki sklep to dobra na początek "kryjówka", miejsce, gdzie można się rozpędzić, będąc w swobodnym towarzystwie, w końcu rodacy, a w tym samym czasie szukać czegoś lepszego. Pomyliłam się. Miałam złą managerkę, ludzie się jej bali i boją do tej pory, potem odeszła, potem po 3 tygodniach przyszła nowa. Pojawiła się iskierka nadziei, że może być w tym miejscu tylko lepiej-znów się pomyliłam. Kolejna, tym razem może nie suka, ale zarozumiała Krakowianka, nieskończone studia (może jej to nie umniejsza, ale widzę, że ma z tego powodu kompleks i mnie nie lubi za moje szkoły). Ma 23 lata, w Londynie dostała 1 pracę w swoim życiu,w sklepie. Po kilku miesiącach szef (dupowaty "Alban", który jest na tyle nierozgarnięty, że mamy dziś 5 listopad, a ja czekam na wypłatę..) awansował ją na managerkę, co brzmi dość dumnie, a tak naprawdę w jej przypadku sprowadza się do krytykowania, wymachiwania rękami i rozkazywania, bo przecież "ja jestem panią manager i ja tu wszystko uporządkuję" (naszymi rękami). Ogólnie jest panikarą, nie potrafi prostych rzeczy, a mi potrafi mówić "Ula myśl"-co mnie bezgranicznie wkurwia. Przykład-rozsiewanie paniki, że jakaś tam maszynka nie działa, zepsuła się. Okazało się, że można ją "naprawić" podłączając do prądu...(żal.pl). Pomyślicie, że jej zazdroszczę. Nie, zupełnie nie ma czego, harowania w sklepie..? O 2 dni wolnego trudno było się doprosić, jest sporo mięsa, które trzeba sprawdzać, co często doprowadza mnie do mdłości i chęci pozostania wegetarianką. Nawet w snach mi odbija, po oglądaniu takiej ilości mięsa,ostatnio śniło mi się, że jakiś psychol więził mnie właśnie w podziemiach sklepu przez kilka lat, maltretował a po moim pogrzebie obłożył mnie wątróbką i łamał kończyny (helooooł?!). Nieistotne, nie o snach chciałam. Zatem w sklepie tylko z jedną dziewczyną jestem w stanie się dogadać, często mamy zmiany razem, jest technologiem żywności i też traktuje to miejsce jako przystanek. Tylko z nią w tym sklepie jestem w stanie przeprowadzić rozmowę pod tytułem "Jebnij się w łeb. Jebnij się sama", bo reszta chodzi, jakby złapała bozię za nogi i szpanuje swoją pozycją. W zeszłym tygodniu poprosiłam o dwa dni wolnego, jeden po drugim, bo dostałam dokument, że mogę zrobić cytologię, już pasuje, odwiedzę lekarza, pozałatwiam sprawy, poza tym Bunny ma wolne, więc chcieliśmy spędzić trochę czasu razem. Owszem, otrzymałam wolne, ale dziś "pani manager z krakowskim łajnem na obcasie" oznajmiła mi, że jeszcze niedzielę mam wolną. Powiedziałam "ok" i wyszłam ze sklepu, po czym wróciłam się, bo mi coś nie pasowało, wyszło mi, że mam za mało godzin-23, a powinnam mieć minimum 30, maksymalnie 40. Zaczęła ściemniać, że szkoli nowe osoby, że przecież chciałam wolne i żebym rozmawiała z szefem. I wiecie co? Myślałam, że jej napluję w twarz. Widać było fałsz, a jestem w stanie to zobaczyć, widziałam, ze po prostu mnie nie lubi więc zrobiła myk pt. "Chciałaś mało godzin, to masz!". Robi na złość. Wyszłam wkurwiona jak 150. I w głowie cały czas mam pytanie: Czy ja do kurwy nędzy nie zasługuję na coś lepszego w tym kraju, niż sklepy i magazyny?! Zawsze raczej byłam skromna, nie byłam za egoizmem, chwaleniem się swoimi osiągnięciami, ale do chuja pana-przepraszam- skończyłam studia, zrobiłam średnio zaawansowany poziom w collegu w UK, byłam na kilku przydatnych warsztatach, mam szkołę muzyczną, piszę artykuły, mam trochę doświadczenia zawodowego, praktyk, nie jestem trzygłowym potworem bez mózgu, ani chodzącym tipsem w białych kozaczkach...Nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego-choć wciąż wysyłam CV w różne miejsca, choć szukam i szukałam fajnych miejsc pracy, nie tylko tu, ale i w Polsce, nie mogę trafić w miejsce, które dawałoby mi satysfakcję i w którym ludzie nie traktowaliby mnie, jak gówienka?
Ludzie się ścigają, pokazują, kto szybciej, lepiej, wyżej, tratując wszystkich dokoła, wydłubując oczy, wsadzając paluchy do uszu innych, żeby nie słyszeli obelg, które kotłują się za ich plecami. Tak ciężko spotkać kogoś, kto po prostu będzie człowiekiem, z odrobiną dobroci, wyrozumiałości, kto zrozumie, że nie tylko kasa jest najważniejsza, lecz rozwijanie się, pasje, przebywanie z ludźmi. Wiem, że ciężko w takie cuda uwierzyć, kiedy mijam samochody z nalepkami: u góry rybka chrześcijańska, a zaraz obok byk z zaznaczonymi genitaliami. No cóż, zwierzątko to zwierzątko..A ludzi ciężko zmusić do tego, żeby po prostu zrozumieli, że empatia to nie jest "zupa z Azji", jest dostępna i dość dobrze smakuje.
Z dobrych rzeczy-jako "pani redaktor" portalu "kobieta w UK" idę na warsztaty piękna, żeby poobserwować stylistów, fryzjerów itp., jak doradzają kobietom, a potem mam to opisać. Będzie jazda, bo nie jestem zagorzałą fanką mody, mogę tam spotkać sam plastik, zobaczymy. Może powstanie fajny tekst.
Inna fajna rzecz: ostatnio z Bunnym dużo chodzimy "po mieście", poznajemy Londyn. Jeśli trafiamy na ulicę, gdzie jest sporo sklepów, czyli jest dość komercyjnie, to staramy się zrobić z tego "duchowy" pożytek i wchodzimy tylko do tych najdziwniejszych. Jest zabawa, bo jest przy tym mnóstwo śmiechu i podziwu, że sklep może być nie tylko miejscem zakupów, ale również jakiejś kreacji, jakiejś wizji i dziełem starań, żeby przyciągnąć najbardziej wybrednych klientów. Na koncie mamy: sklep Muminków- dosłownie wszystko z muminkami, włącznie ze ścierkami kuchennymi, sklep dżungla, w którym ściany, i sufity są pokryte buszczem, na środku stoi gadające drzewo, a w bajroku pływa sztuczny forfiter-czyli krokodyl :) Co jeszcze, 4 piętrowy sklep M&M's, w którym na jednym poziomie cała ściana jest pokryta kilkumetrowymi tubami z M&M'sami. Usługi szewskie, w którym na wystawie stoi mały drewniany ludzik naprawiający buta, a z nosa wisi mu gil do brody :D :D Oprócz tego kilak chińskich sklepów z "wszystkim i z niczym", z domowymi przyborami, ale wyglądającymi jak zabawki oraz sklepy z talizmanami i wróżkowymi przyborami. Może to się wydać komuś nienormalne, bo cóż "duchowego" jest w sklepie.. A ja myślę, że nawet z martwej i zwyczajnej rzeczy można zrobić coś wspaniałego. Jeśli się ma serce, duszę i kogoś nadzwyczajnego obok siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz